Daniel86 28.06.2010 17:35
Witam.
1. Czy liberalizm rzeczywiście jest zły? Jeśli tak, to co jest w liberalizmie takiego złego? Przecież liberalizm to prawo do wyboru dobra, bycia wierzącym itp. itd. Czyżby bycie wierzącym z przymusu było lepsze od bycia wierzącym z wyboru?
2. Ostatnio w wyniku zainteresowania się polityką, zainteresowanie to wynikło obecnymi wyborami prezydenckimi, zacząłem w internecie szukać informacji na tematy polityczne. Poczułem i nadal się czuje zrażony do Kościoła, że się miesza do polityki, bo uważam, że Kościół powinien być całkowicie neutralny politycznie. Przeszkadza mi nie tylko to, że niektórzy kapłani i fanatyczni wierni sugerują mi konkretnego kandydata jako jedynie słusznego dla katolików, ale też to, że Kościół niemalże nakazuje mi wybór kandydata o konserwatywnych poglądach. Bo niby czemu kandydat katolików nie może być liberałem? Przecież w przypadku legalizacji np. in vitro dla katolików nic się nie zmienia. Katolicy nadal będą mogli nie korzystać z in vitro, bo liberałowie nie chcą tego typu rzeczy nakazywać, a jedynie zezwalać na nie. I dlaczego tak w ogóle państwo ma się mieszać do sumienia ludzi? Czy od tego nie powinien być Kościół? Moim zdaniem Kościół tu postępuje niekonsekwentnie, bo z jednej strony kształtuje sumienia wiernych, by wybierali dobro, a z drugiej strony dąży do tego, by sumienie nie było ludziom potrzebne darząc do tego, by ludzie nie mieli wyboru. Sumienie jest potrzebne tylko wtedy, gdy ma się wybór.
1. Liberalizm (w sensie moralnym) jest zły o tyle, o ile sprzyja złu, promuje niemoralność. A najgorsze jest w nim chyba to, że jest niekonsekwentny. Pozwala niby wszystkim robić co chcą. Ale biada tym, którzy z liberałami się nie zgadzają.
2. Być może niektórzy kapłani zbyt jednoznacznie wyrażają swoje polityczne sympatie. Ale tak to już jest, że gdy przychodzi pokazywać konkret, to poza środowiskiem Radia Maryja trudno kogoś wskazać.
Kościół musi mieszać się do "polityki", bo polityka wkracza w światopogląd, próbuje regulować co jest dobre a co złe, próbuje narzucać swoje, niekoniecznie chrześcijańskie rozwiązania prawne. Bo polityka, to sztuka sprawowania władzy; sztuka takiego działania, by każdy miał się w danym kraju dobrze. Tymczasem jest ona często używana do załatwiania przywilejów jednym, a upokarzania drugich...
Skoro już wspomniałeś problem in vitro... Ktoś niedawno ocenił, ze jest w systemie służby zdrowia 10 mln złotych na refundowanie in vitro. Rodzi się pytanie: komu te pieniądze zostaną zabrane? Może zabraknie komuś, kto miał mieć operacje na sercu. Może komuś, komu nie starczy na rehabilitację po wypadku. Może na środki przeciwbólowe dla umierającego na raka. Skandalem jest to, że wszyscy odprowadzamy obowiązkowe składki na służbę zdrowia, a kiedy zaczynamy chorować, musimy często leczyć się prywatnie. I z tej mizerii politycy hojną ręką dają na zapłodnienie pozaustrojowe.
Bzdurą jest twierdzenie, że in vitro cokolwiek leczy. Ono nie leczy bezpłodności. Ono pozwala bezpłodnym mieć mniej lub bardziej (zależnie od tego, skąd pochodzi materiał genetyczny) "własne" dziecko. I dla spełnienia tych pragnień i zapewnienia zysku klinikom in vitro niektórzy chcą wydać 10 milionów złotych...
J.