Janusz 25.03.2025 18:43

Dlaczego Bóg nie może dać ludziom jakiegoś oczywistego dowodu, że istnieje? Wtedy każdy, dosłownie każdy był by wierzący, bo to byłby już fakt. Bóg może rozwiązać ten problem bez naruszania żadnych zasad, ale tego nie robi. Według mnie jest to gigantyczny kontrargument na istnienie Boga i sam mam coraz większe wątpliwości, nawet modle się o jakiś oczywisty znak istnienia, ale go nie dostaje. Bóg mógłby np. ukazywać się co 1 rok, albo co 50 lat, a nie kilka razy kilkanaście tysięcy lat temu lub 2 tysiące lat temu. Mógłby również przemawiać jakimś głosem dla całego świata, czy cokolwiek innego, co nie naruszałoby wolnej woli, ani nic innego. To jest tak jakbym schował jedzenie dla głodnego 10 latka z Afryki i nie powiedział gdzie ono jest, ani czy w ogóle na pewno je schowałem, bo może sobie to zmyśliłem, nic by mnie to nie kosztowało, ale nie powiem, bo tak. Tak samo to wygląda, nie? Albo czemu Bóg nie może aktywnie uczestniczyć dla świata? Np. leczyć nie zależnych od człowieka chorób, czy zatrzymywać klęski żywiołowe, albo dać jedzenie dla głodujących lub wodę, albo dać jakąś personalną poradę dla osoby proszącej o to, a to wszystko się nie dzieje i mamy się tylko domyślać. Co prawda są różne cuda itp., ale jest na nie ludzkie wytłumaczenie, mogły być zmyślone lub zmanipulowane i czemu Bóg nie da nam takiego dowodu, na który po prostu żaden człowiek ani inna istota nie zdołałaby podważyć. Bóg przecież chce aby jak najwięcej ludzi w niego wierzyło, a kiedy nie daje żadnych specjalnych znaków to jeszcze mówi, że jak się ludzie nie nawrócą to stanie się to lub to, albo sam ześle potop czy inne straszne rzeczy. W dodatku oprócz tego, że każdy by wierzył, to by poprawnie wierzył, tak jak się powinno, więc ziemia stała by się niesamowicie dobrym miejscem, nie byłoby wojen i wszystkich złych czynów ludzi. Tak jak pisałem, jest to bardzo mocny kontrargument, więc bardzo bym prosił o dobrą odpowiedź, bo kto wie, może jeszcze u mnie wiara się przez to posypie.

Odpowiedź:

Bóg po prostu nie chce nikogo do wiary zmuszać... Czemu? Za chwilę zapomnij, że pytasz o istnienie Boga. Pomyśl jak człowiek, który wierzy. Czytając Pismo trafiasz czasem na teksty o złych duchach, demonach. I co tam napisano? Ano że one wierzą. Więcej, one wiedzą, ze istnieje Bóg. I Mu się sprzeciwiają....

To nie jest tak, że gdyby człowiek był przekonany do istnienia Boga oczywistością jakichś znaków, to by był "wierzący" w naszym rozumieniu. Mógłby być "wierzący" jak diabeł. Czyli odrzucający fakt, że Bóg jest Panem, sprzeciwiający się Mu. Kto wie: może właśnie po to, by nie narażać człowieka na taki wprost bunt Bóg pozwala odrzucającym jego władze tłumaczyć się niewiarą w Jego istnienie?

Jest w Twoim pytaniu ukryte jeszcze inne nieporozumienie. Spytajmy: czego właściwie od człowieka chce Bóg? Pomijając godzinę tygodniowo na Mszy - tego, żeby był sprawiedliwym, uczciwym, dobrym człowiekiem. Nie można takim być bez istnienia Boga? Jeśli Bóg nie istnieje, to będę żył byle jak, bo nie zostanę za to ukarany?  W czym problem, jeśli do dobrego życia dorzucę od czasu do czasu dobrą modlitwę i tę godzinę tygodniowo? 

Ze zmartwychwstaniem Jezusa - wskazówka, że to chrześcijaństwo najpełniej objawia Boga - nie jest już tak prosto, ale to przecież nie jest tak, że wierzymy w bajki. Dlaczego mamy wierzyć? zadajmy inne pytanie: dlaczego mamy nie wierzyć? Jezus był postacią historyczną, na pewno. Na pewno został zabity na krzyżu. Czy zmartwychwstał? Byli ludzie, którzy go widzieli. I dla tej prawdy poświecili swoje życie. Jaśniej: nie dostali tantiem od sprzedanych książek czy wyprodukowanego filmu. Nie zyskali sławy, która pozwoliła bym im zamieszkać w pałacach. Zyskali odrzucenie i prześladowanie. Ostatecznie zaś w zdecydowanej większości za swoje przekonanie zostali zabici. Tak postępują kłamcy? Tak, mieli jeszcze jeden powód: zyskali moc czynienia cudów. Dokładniej: gdy się modlili zdarzały się cuda. Dla nas to pozornie bez większego znaczenia, ale ich wiarę na pewno umocniło. Pośrednio zaś może umocnić i naszą: oni naprawdę byli do tej prawdy przekonani. Nie tylko widzieli Jezusa zmartwychwstałego, jedli z nim i pili, ale też doświadczyli w sobie mocy, której wcześniej nie mieli. Nie wierzyć im? Zapytajmy raz jeszcze: jakie człowiek współczesny ma podstawy do odrzucenia tego, co głosili? Podpowiem: żadnych sensownych. Tylko niechęć współczesnych do uznania, że jest nad nimi Bóg, która usprawiedliwiana jest gadaniem, że skoro sami nie widzieli Zmartwychwstałego, to znaczy, że zmartwychwstania nie było. W ten sposób zakwestionować można właściwie wszystko. Nawet istnienie takich postaci jak Juliusz Cezar czy Mieszko I. Jeśli przyjmę postawą "wszystkie źródła na ich temat kłamią, a historycy te kłamstwa powielają" to nie ma dowodu, który by mnie przekonał.

To nie konieczność praktyk religijnych odstręcza od wiary, ale niechęć do życia jak Bóg nakazał. I właśnie z tej niechęci bierze się w dużej mierze to szukanie argumentów, że Boga nie ma. Nie chcę Go mieć nad sobą, bo chcę żyć po swojemu. Nawet jeśli mówię, że chce być dobrym człowiekiem, chcę mieć możliwość decydowania, co uznam za dobre a co za złe. To z tego, nie z poszukiwań rozumu, bierze się niewiara. Bo, na rozum biorąc, istnienie Boga jest oczywiste. Wszak ciągle patrzymy na Jego dzieło: na świat i siebie w nim. Czego tu nie rozumieć? Przecież nie ma czegoś takiego, że coś w materialnym świecie bierze się z niczego, prawda? Dlaczego rozum nie chce tego widzieć? Dlaczego nie chce widzieć, że skoro istnieje materialny świat, który nie mógł powstać sam z siebie, to pewnie za jego istnienie odpowiada jakaś istota niematerialna, ze świata ducha rządzącego się innymi, nieznanymi nam prawami? Nie chce, bo chce sam decydować co dobre, a co złe. I dlatego szuka usprawiedliwienia w pretensjach typu "czemu Bóg mi nie udowodni, ze istnieje"....

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg