Zakłopotany 07.06.2025 20:36
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus,
Chciałbym zadać pytanie dotyczące moralności zarabiania pieniędzy oraz moralności jako takiej.
1. Od 5 lat zajmuję się rynkami finansowymi, jest to moja pasja. Zarabiam bardzo regularnie pieniądze z handlu (spekulacji) akcjami – stanowią one znaczącą część moich ogólnych dochodów. Moja strategia polega na wyszukiwaniu spółek poprzez analizę fundamentalną (czy spółka ma realną wartość), analizę psychologii rynku oraz analizę techniczną (czy w danym momencie cena jest zaniżona), a następnie na kupowaniu akcji tych najlepszych i trzymaniu ich aż do momentu, gdy zyski będą mnie zadowalały (średnio od kilku dni do kilku miesięcy). Mieszkam za granicą, jestem młody i jest to jedyne zajęcie, które umożliwia mi powrót do kraju oraz pozyskanie pieniędzy na przykład na otwarcie własnego biznesu.
Ostatnio bardzo mocno przestraszyłem się, że to, co robię, może być grzechem. Wielu świętych, między innymi św. Tomasz z Akwinu, twierdziło, że kupowanie czegoś tylko po to, żeby sprzedać to drożej, jest niemoralne. Oprócz tego papież Franciszek mówił wielokrotnie o wielkich, niesprawiedliwych majątkach pochodzących ze spekulacji. Być może chodziło mu o spekulację nieuczciwą, a nie samą w sobie.
Wyczytałem wiele różnych opinii na ten temat. Dokumenty Kościoła niestety nie mówią wiele wprost, a tak naprawdę mam wrażenie, że jeszcze bardziej komplikują sprawę – i w sumie nadal nic nie wiadomo. Stąd moje kilka pytań:
a) Co w biznesie jest moralne? Czy handel polegający na kupowaniu czegoś tanio tylko po to, by sprzedać to drożej, jest moralny? Oczywiście mam na myśli handel bez typowo szkodliwych zagrywek.
b) Każda spółka robi coś, co można by uznać za niemoralne. Każda na jakimś etapie jest powiązana ze złem – np. duża emisja CO₂, zatrudnianie w krajach ubogich, by płacić mniej, zanieczyszczanie środowiska chemią itd. Nie da się zarobić większych pieniędzy lub stworzyć większej firmy bez jakiejś akceptacji powiązania ze złem – a jednak ktoś musi to robić. Jak to zrozumieć?
(Dla informacji odpowiadającego: kupowanie akcji na giełdzie nie wspiera bezpośrednio spółki. Spółka nie dostaje tych pieniędzy – otrzymuje je inwestor, od którego kupuje się akcje. O wiele bardziej wspiera się spółkę, kupując jej produkty.)
c) Giełda czasami – ale nie zawsze – bywa grą o sumie zerowej. To, co ja zyskuję, ktoś traci (nie biedny, ale inny spekulant, z własnej woli). Czy to złe?
f) Czy korzystanie z paniki lub euforii na rynku, czyli kupowanie wtedy, gdy jest krach, lub obstawianie (np. poprzez zakład na różnicę cenową) spadków, gdy cena jest za bardzo i sztucznie napompowana – to grzech?
g) BARDZO WAŻNE: Czy inwestowanie długoterminowe w główne indeksy, np. DAX (40 największych spółek niemieckich), w celu oszczędzania na emeryturę, jest grzechem, jeśli indeks ciągle się zmienia i zawsze znajduje się na jego liście jakaś spółka, która zajmuje się czymś niemoralnym? Jeśli jest to grzech, to katolik ma bardzo ograniczone możliwości bezpiecznego inwestowania. Z tego, co wiem, w USA Kościół stworzył indeks, który wyklucza takie spółki, ale w Europie – o ile mi wiadomo – czegoś takiego nie ma.
2. Jeszcze 100 lat temu w podręcznikach z imprimatur wymieniano o wiele więcej spraw jako grzech ciężki niż obecnie. Na przykład mniej wolno było małżonkom między sobą itd. Teraz niektóre z tych rzeczy w ogóle nie są uznawane za grzech. Czy tamta nauka była zła, czy to ta obecna jest zła? Czy warto przejmować się wytycznymi sprzed wielu lat?
Generalnie inwestowania na giełdzie nie uznałbym za grzech. Grzechem mogłoby np. być podejmowane działań, które miałyby sztucznie wartość jakichś akcji zwiększyć czy zmniejszyć, żeby z większym zyskiem sprzedać czy kupić. Ale to chyba dotyczy wielkich graczy, a nie zwykłych ludzi. Innym grzechem mogłoby być podejmowanie nadmiernego ryzyka. Zwłaszcza gdy w grę wchodziłoby dobro innych osób, np. rodziny inwestującego na giełdzie. Zasadniczo jednak w inwestowaniu na giełdzie, gdy ktoś robi to na ogólnie ustalonych zasadach, korzystając ze swojej wiedzy, doświadczenia, intuicji (a nie np. podanych w tajemnicy właścicieli giełdowych spółek), nie widziałbym żadnego grzechu.
Gdy żył św. Tomasz z Akwinu giełd nie było. Jego "kupić taniej, żeby sprzedać drożej" odnosiło się raczej do zabiegów spekulacyjnych. Bo przecież nawet w normalnym handlu kupuje się od producenta taniej, żeby w sklepie sprzedać drożej. Nic w tym złego, to zysk pośrednika, dzięki któremu producent ma łatwiej dotrzeć do klienta, a klient do producenta. Tak więc, już teraz po kolei.
a) Jak pisałem, nie widzę w kupowaniu akcji, by potem sprzedać je drożej (o ile droższe będą) niczego zdrożnego.
b) W ocenie takich spraw radzę roztropny umiar. No bo co znaczy, że coś szkodzi środowisku? Każdy człowiek oddychając też niby szkodzi. Bo wydycha m. in CO2. Czy jednak dobro jakim jest życie ludzkie nie jest o wiele ważniejsze niż ta odrobina nietrującego przecież gazu w atmosferze, potrzebnego na dodatek roślinom? Nie jest grzechem korzystanie ze środowiska. Jest nim niepotrzebne nadmierne z niego korzystanie. To znaczy np. minimalizowanie kosztów przez niewłaściwe składowanie odpadów, wyłączanie elektrofiltrów i temu podobne...
Podobnie z tym zatrudnianiem w krajach ubogich. Nie jest automatycznie czymś złym, że pracownikom w takich zakładach płaci się mniej, niż gdyby to samo robili w Europie. Dlaczego? Bo zazwyczaj ogólnie w takich krajach jest taniej. Ważne, na ile dzięki tym zarobkom ktoś w tym kraju, w jakim żyje, potrafi utrzymać siebie i rodzinę. Porównywanie zarobków między krajami nie ma sensu.
Nie inaczej widziałbym sprawę tego, ze jakiś zakład, firma, w szerokiej gamie swojej działalności produkuje coś, co może być źle użyte. Właściciel fabryki produkująca noże kuchenne nie jest winny udziału w morderstwie, gdy ktoś takim nożem zadźga sąsiada. Podobnie jak producent samochodów, że ktoś jechał w terenie zabudowanym zbyt szybko i potrącił pieszego na chodniku. Gdyby jakaś firma produkowała wprost coś, co służy zabijaniu - np zakazaną w sumie międzynarodowymi konwencjami broń chemiczną czy biologiczną - to wtedy warto byłoby nie wspiera nijak działalności takiej firmy. Ale gdy chodzi o coś, co może być źle użyte, to nie ma problemu. Karabin, pistolet, czołg, to też przecież broń. Źle byłoby wspierać takie fabryki, gdy produkują dla agresora. Ale jeśli dla broniącego się? Albo gromadzącego zapasy na wypadek, gdyby miał zostać napadnięty?
c) Jak pisałem, chcącemu nie dzieje się krzywda.
f) Wiadomo, ze wielką rolę na giełdzie odgrywają nastroje. Nie jest grzechem, że ktoś ma mocniejsze nerwy.
g) Wydaje mi się, że trzeba by uwzględnić to, co napisałem w punkcie b: czy faktycznie spółka zarabia na sprawach naprawdę niemoralnych. Potem należałoby się zastanowić, na ile "podejrzana" firma jest w tym indeksie stale obecna, na ile jest trzonem, na ile marginesem... Generalnie nie uważałbym tego za udział w złu.
2. Jak widać opinie w teologii moralnej czasem się zmieniają. Ot, kiedy pożyczanie na procent jest lichwą a kiedy nie... Tak bywa.
J.