skoja 26.02.2008 19:30

Witam,
jestem katoliczką - choć może raczej osobą wierzącą. Zadawałam już swoje pytanie wielokrotnie, ale jakoś zawsze pozostawałam bez odpowiedzi.
Mój mąż - jest rozwodnikiem. Nietrudno zrozumieć, że mieliśmy ślub jedynie cywilny. Ślub kościelny był i jest dla mnie b. ważny, nie tylko ze względu na swoją wzniosłość, ale przede wszystkim dlatego, że wiem co tak naprawdę oznacza, że jest sakramentem i dla mnie to zawsze miało ogromne znaczenie. Niemniej jednak poznałam i pokochałam człowieka, który miał już zawarty związek małżeński z inną kobietą. Było to wiele lat temu i nie byłam przyczyną rozpadu ich związku (10 lat po rozwodzie). Po prostu poznałam wartościowego człowieka, którego pokochałam i zaakceptowałam. Wiem, że nie byłabym w stanie zrezygnować z tak wartościowej miłości, żeby żyć zgodnie z przykazaniami kościoła. Myślę, że dobrej miłości nie spotykamy ot tak codziennie. I co tak naprawdę się liczy w tym byśmy byli szczęśliwi i dobrze przeżyli nasze ziemskie życie?
Zdaję sobie oczywiście sprawę z konsekwencji – nie chcę „naginać” wiary, którą wybrałam. Od swojego znajomego biskupa uzyskałam kiedyś wskazówkę – unieważnienie małżeństwa.
Tak – znam sporo przypadków unieważnienia małżeństw, ale stoi to w zupełnej sprzeczności z tym jak ja to naprawdę widzę. To byłoby właśnie to „naginanie”. Nie mogę chcieć unieważnić związku, który naprawdę BYŁ, wiem, że w wielu przypadkach okoliczności są „sprzyjające” ale dla mnie to jakby naginanie osoby do swoich ramek, swoich oczekiwań. Ja poznałam i pokochałam tego człowieka – jakim jest. Z całym jego „bagażem” .I myślę, że gdyby właśnie chciał ze względu na mnie starać się o unieważnienie małżeństwa – właśnie wtedy dużo by stracił.
Ok. Wiem na czym stoję i zdaję sobie sprawę z konsekwencji.
Jeśli nie jesteśmy tzw. „białym małżeństwem” – to czy w oczach kościoła już jestem i pozostanę jawną grzesznicą? Już nie będę miała szansy przystąpić do spowiedzi (brak postanowienia poprawy?) i do komunii świętej?
I co z naszymi dziećmi – kiedy przyjdą? Wiem już, że mogą dostąpić chrztu świętego – tylko dlaczego zależy to od księdza? (niektórzy nie wyrażają zgody).
Czy naprawdę, żeby żyć w wierze katolickiej musiałabym zrezygnować z tej – być może najlepszej miłości w moim życiu, mimo tego, że człowiek ten żył samotnie?
Czy to, że staram się być dobrym człowiekiem – i naprawdę nie pozostawiam tego tylko w sferze „pobożnych życzeń” nie jest właściwym torem?
Usunęłam wszystko co było poniżej, bo była na to tylko jedna odpowiedź „nie nam sądzić” 
Czarny humor jednej ze znajomych mi osób, był taki, że wystarczy jak poczekam na śmierć byłej małżonki – która dla mojego męża jest dziś zupełnie obcą osobą, wtedy będę mogła spokojnie zawrzeć ślub kościelny.
Wiem, przepraszam, może jestem trochę zbyt „złośliwa”, ale moja złośliwość wynika z wielu znaków zapytania. Jestem osobą naprawdę wierzącą, w dodatku umysłem ścisłym, który lubi zawsze wiedzieć „dlaczego?”, długo należałam do ruchu oazowego, i miałam możliwość studiowania pisma świętego. Aż dziwne, że wtedy dla mnie było wszystko jasne. Tylko jak się to konfrontuje z rzeczywistością – to już wygląda inaczej. Mam tyle pytań, tyle wątpień, tyle niejasności. Chyba się trochę pogubiłam, chociaż może to właśnie dlatego, że siebie szukałam… Nie wiem.
Pozdrawiam,
Skoja

P.S. Jeśli to nie jest konieczne, bardzo proszę o nie umieszczanie mojego maila na forum publicznym. Jeśli jednak takie są zasady, bardzo proszę o pomoc w odnalezieniu adresów internetowych księży, którzy będą chcieli i potrafili odpowiedzieć na wiele nurtujących mnie pytań – tak poza forum.

Odpowiedź:

Maila pytających, jeśli w ogóle został podany, zazwyczaj ukrywamy. Jeśli odpowiadający przypadkiem nie zapomniał zaznaczyć odpowiedniego okienka ujawniając pytanie...

Nauka Kościoła odnośnie do rozwodów jest dość prosta. Nie ma ich. Kto ważnie zawarł małżeństwo jest nim związany, dopóki Bóg nie zdecyduje inaczej (czyli do śmierci jednego ze współmałżonków). Wyjątek dotyczy małżeństwa niedopełnionego (gdy nie rozpoczęto współżycia) albo tzw. przywileju pawłowego (gdy nawraca sie niewierzący). Poza tym nie ma możliwości zgodnego z prawem Bożym rozwiązania małżeństwa.

Ta nauka Kościoła wynika wprost z nauczania Jezusa. W Ewangelii Marka (10, 1-12) czytamy:

Wybrał się stamtąd i przyszedł w granice Judei i Zajordania. Tłumy znowu ściągały do Niego znowu je nauczał, jak miał zwyczaj. Przystąpili do Niego faryzeusze i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. Odpowiadając zapytał ich: Co wam nakazał Mojżesz? Oni rzekli: Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić. Wówczas Jezus rzekł do nich: Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!

W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo.


Jezus nie mógł wyrazić sie jaśniej. Jeśli chrześcijanie chcą pozostać Mu wierni, nie mogą naginać Jego nauczania. Innymi słowy nie chodzi o to, by nauczanie Jezusa naginać do życia, ale by życie kształtować wedle nauki Jezusa. Tylko wtedy zasługujemy na miano "chrystusowych" czyli "chrześcijan". Kiedy ktoś nie chce zrezygnować z cudzołóstwa Kościół nie może mu grzechu wybaczyć w sakramencie pokuty. Bo gdy nie ma żalu (a nie ma, bo brak postanowienia poprawy), nie ma ważnej spowiedzi. To nie widzimisię księdza. Tak po prostu jest. Szczery żal jest koniecznym warunkiem udzielenia w spowiedzi rozgrzeszenia... Zaś symulowanie żalu czyni spowiedź i tak nieważną...

Jakie jest z tego wyjście? O obu już Pani usłyszała. Zrezygnowanie ze współżycia seksualnego i życie jak brat z siostrą (do ustalenia ze spowiednikiem). No i druga możliwość to wszczęcie procesu o uznanie nieważności zawartego małżeństwa wcześniej małżeństwa...

Jeśli pani ukochany jest przekonany, że nie ma prawdziwych powodów do uznania nieważności jego małżeństwa, to oczywiście nie powinien procesu wszczynać. Warto jednak by z kimś mądrym na ten temat porozmawiał. Czasem powody są ewidentne, a sam zainteresowany ich nie widzi.

Czy państwa dzieci ksiądz ochrzci? Zapewne tak. Chrztu dzieciom udziela się ze względu na wiarę rodziców. Siłą rzeczy ktoś to musi ocenić. I robi to proboszcz. Nie ma się o co oburzać. Zasadniczo jest tak, że udziela się chrztu dzieciom, gdy ich rodzice mają przeszkodę do zawarcia małżeństwa. Gdy jej nie ma, a mimo to rodzice nie chcą się pobrać, ewidentnie lekceważą nauczanie Kościoła. Trudno wiec wierzyć w szczerość deklaracji o chrześcijańskim wychowaniu...

Na koniec jeszcze jedno. Wiem ze miłość nie wybiera. Ale człowiek wybrać może. Zawsze będzie wybierał to, co dla niego ważniejsze...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg