teresa69 05.06.2006 11:36
Witam serdecznie i proszę o światło w mojej sytuacji. Mój mąż gra na giełdzie. Różnie to bywa: czasem wygrywa, był czas, kiedy żyliśmy z tych wygranych pieniędzy, bo pensja szła na spłacanie kredytu mieszkaniowego. I tego argumentu zawsze używa, kiedy przegrywa pieniądze. Miał już dwie poważne "wpadki", grał dużymi pożyczonymi kwotami, musieliśmy zaciągnąć kolejny kredyt, aby spłacić długi powstałe przez grę na giełdzie. Ja przeżyłam to strasznie, on płakał i powtarzał, że nigdy więcej nie zagra na giełdzie bez mojej zgody. Przebaczyłam wtedy, ale od tamtego czasu już dwa razy zawiódł moje zaufanie. Zimą powiedział mi, że od jesieni grał bez mojej zgody i wiedzy. Znów łzy i przyrzeczenia... Przebaczyłam mu, starałam się odbudować swoje zaufanie do niego. Wczoraj, pod wpływem Mszy św. w Zesłanie Ducha Świętego, poruszony duchowo, znowu powiedział mi, że od dwóch miesięcy gra na giełdzie. I... że więcej tego nie zrobi bez mojej zgody. Mamy trójkę małych dzieci (od 4 do 7 lat). Czy ciągłe przebaczanie nie jest ucieczką od problemu? Czy mąż jest uzależniony od giełdy? Czy gra na giełdzie jest pracą (jak mąż to traktuje)? Jestem w takim stanie ducha, że myślę o rozwiązaniach radykalnych. Bardzo byłabym wdzięczna za komentarz i spojrzenie z zewnątrz.