Monika 18.09.2017 13:18

W Wielki Piątek słyszałam kazanie na temat niesienia krzyża, które nie daje mi spokoju.

Otóż ksiądz tłumaczył, że każdy z nas ma jakiś krzyż, i że to jest uprzywilejowane miejsce, gdzie może spotkać się z Jezusem. Mamy popatrzeć na krzyż i zobaczyć, że tam jest Jezus. Odrzucając krzyż odrzucamy Jezusa, którego w tym krzyżu możemy spotkać.

Problem mam z przykładem, którego ksiądz użył do zilustrowania tego.

Otóż - według przykładu z kazania - była pewna kobieta, której mąż była alkoholikiem. Bił ją i dzieci, znęcał się nad rodziną. I kobieta ta groziła mu, że od niego odejdzie. Pewnego razu przyszła na rekolekcje, które głosił ten sam ksiądz, na temat krzyża. I tłumaczył w kazaniu to samo - że Jezusa możemy spotkać tam, gdzie jest nasz krzyż. Po mszy kobieta przyszła porozmawiać z księdzem. On ją zapytał: "Gdzie jest Twój krzyż?". Ona opowiedziała, że jej krzyżem jest mąż alkoholik. Ksiądz zapytał "A gdzie jest Jezus?". I ksiądz tłumaczył, że właśnie życie z mężem alkoholikiem jest jej krzyżem, że tu ma spotkać Jezusa. Kobieta wróciła do domu i powiedziała mężowi, że ZGADZA się na takie życie, jakie z nim ma. Zgadza się, żeby niszczył jej życie, bił ją. Zgadza się, bo wie, że w tym krzyżu spotyka Jezusa. Podobno mąż był w takim szoku, że się nawrócił.

Ksiądz dodał, że jest to wielka tajemnica krzyża, której nie pojmie człowiek, który nie wierzy.

Ja jestem przekonana, że ksiądz się mylił. Niesienie krzyża w przypadku tej kobiety mogłoby na przykład wyrażać się wystawieniem mężowi walizek za drzwi, bo to służy DOBRU tego męża. I w tej walce o dobro, a tym niesieniu krzyża może spotkać Jezusa.

Moje pytanie nie dotyczy tego, czy ten ksiądz miał rację czy nie miał, chociaż chętnie poczytam Wasze spostrzeżenia. Problem mam inny. Jak to możliwe, że w Kościele głosi się takie słowa, które szkodzą ludziom? Jak to możliwe, że ksiądz, powołując się na Boga, głosi takie patologiczne rozumienie miłości?

Wielokrotnie pytano tu o różne kwestie dotyczące miłości. Sama pytałam na przykład o miłość do rodziców, którzy próbują nas zawłaszczyć i mieć na każde zawołanie. I dostałam mądre odpowiedzi właśnie o mądrej miłości, która stawia wymagania, a nie pozwala się niszczyć.

A w kościele słyszę o miłości, która właśnie pozwala na niszczenie siebie. I wtedy tracę pewność. Może moje sumienie jest jednak przeciwne woli Bożej? Jak mam poznać wolę Bożą, jeśli nawet nauczanie Kościoła muszę traktować jako coś potencjalnie niebezpiecznego?

Odpowiedź:

Myślę że w kwestii przebaczania Kościół i duchowni mają sporo do przepracowania. Bo niedobrze, gdy winną zła staje się ofiara - bo nie umie zaakceptować zła, przebaczyć - a złość winnego przyjmuje się wzruszeniem ramion...

Przebaczenie ma sens. Heroiczna postawa tej kobiety miała sens. Na dodatek dzięki niej stał się cud. Ale rozsądek podpowiada mi, że takie cuda nie zdarzają się codziennie. Że nawet jeśli chcemy zmieniać naszych bliźnich dobrocią, to jakieś zabezpieczenie się, by nie mogli nas za bardzo zranić jest potrzebne. Roztropność i umiarkowanie - to dwie często dziś zapominane cnoty. Ale to nimi trzeba się kierować. Także w sytuacji, gdy chcemy wybaczyć. I można oczywiście zdobyć się na bohaterstwo, ale trudno tego bohaterstwa od bliźnich żądać...

 Myślę, że właśnie owo mocne zwracanie uwagi na konieczność przebaczenia przy jednoczesnej bezradności wobec faktycznie dziejącego się zła jest powodem, przez który Kościół bywa oskarżany o zamiatanie brudów pod dywan. Nie twierdzę, że o złu bliźniego należy trąbić wszem i wobec. Wiem, że często trzeba przerwać spiralę niechęci i przebaczyć, choć winny na to absolutnie nie zasługuje. Ale to nie jest wyjście z każdej sytuacji. Zbyt często jest bowiem przymykaniem oko na zło, na realną krzywdę. I cichym pozwalaniem, by działo się dalej. 

Po prostu myślę, że jeśli wzywa się kogoś do przebaczenia bliźniemu, który nie okazuje żadnych oznak skruchy, trzeba bezwarunkowo stanąć po stronie ofiary i nie rozmywać odpowiedzialności za dziejące się zło. A głaskanie oprawcy i besztanie ofiary - że zawzięta, że bez serca - to po prostu draństwo...

J.

 

 

 

 

 

 

 

 

obojętności

 

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg