Gość 27.11.2010 23:23
Człowiek, który umrze w stanie grzechu ciężkiego jest bezwzględnie skazany na potępienie, czyli piekło. Chyba sie nie mylę, bo przeczytałam to w odpowiedziach na tym portalu. Tak więc osoba, która - powiedzmy - walczy z nałogiem samogwałtu, upadnie w tym grzechu i np. zostanie potrącona przez samochód, pójdzie do piekła? Czy nie ma znaczenia, że to był upadek, po którym - może po raz kolejny - chciał ten człowiek podnieść się. To znaczy: jeden człowiek grzeszy całe życie, zabił kilkoro nienarodzonych dzieci, zdradzał, rzucał oszczerstwa, kradł, przeklinał ludzi, ale umierał powoli, za starości, przez chorobę - i tak zblizając się do śmierci - podjął decyzję o spowiedzi. Drugi zaś walczył z całych sił ze sobą, ze swoją grzesznością, ale upadał, zginął jednak, nie zdążywszy przystąpić do spowiedzi. Czy to mozliwe, żeby Bóg przyjął z miłością pierwszego, a skazał na wieczną mękę drugiego?
Proszę o odpowiedź
Grzech ciężki (śmiertelny) popełnia ten, kto w ważnej sprawie, w pełni świadomie i w pełni dobrowolnie łamie Boże prawo. Ktoś, kto upada walcząc z nałogiem niekoniecznie popełnia grzech w pełni dobrowolnie.
Trzeba jednak powiedzieć, ze czym innym jest sprawiedliwy sąd Boga, czym innym rada spowiednika, a czym innym łatwe rozgrzeszanie się. Nikt nie jest dobrym sędzią we własnej sprawie. Dlatego w tak delikatnej kwestii jak dobrowolność czynu kogoś w nałogu trzeba zdać się na ocenę spowiednika...
J.