23.04.2007 00:10

Przeczytałam ostatnio kilka reguł św.Ignacego Loyoli o rozpoznawaniu duchow. I trochę się przestraszyłam tego, że w życiu wpadlam w wiele pułapek. Św.Ignacy pisze jak bardzo szatan jest przebiegly. Może np. podsuwać komuś dobro, np. wytrwałą pracę dla dobra bliźniego, po to, aby go fizycznie tą pracą wykończyć i w rezultacie zniechęcić. Wiel że ja w takie pułapki nie raz wpadałam. Być może to jest podstawowa przyczyna moich niepowodzeń w życiu duchowym.

A teraz właściwe pytanie. Skoro szatan może nas ciągle tak latwo zwieść w drodze do nieba, skoro trzeba przeczytania iluś tam książek o zasadach życia duchowego żeby choć troszkę wiedzieć jak sobie radzić żeby nie wpadać w pułapki - to czy możemy rzeczywiście mówić o tym, że Jezus nas wyzwolił od mocy szatana (wiadomo, nie tyle od pokus - ale tu mowa o tym, jak szatan nieświadomych ludzi odwodzi z dobrej drogi, oni nie wybierają przecież świadomie zła) i że wystarczy mu zaufać a na pewno dojdziemy do domu Ojca, i że Bóg przyszedł do prostaczków.

Pytanie dotyczy mnie osobiście. Po prostu zmęczona jestem wspinaczką do nieba o wlasnych silach, bo widzę, że ciaglę błądzę, co lektura Loyoli dobitnie mi pokazała. Nie jestem w stanie sama trafić do nieba. A chyba modlitwa nie wystarczy, skoro św.Ignacy modlil się i jednak w te pułapki wpadał.

Naprawdę chciałabym móc poczuć się spokojnie że Bóg zadba o moje zbawienie jeśli zrobię tę odrobinę na jaką mnie stać - a mam na mysli zwyklą wierność jego prawu w codzienności. Nie potrafię jednak ciągle zastanawiać się która z dróg jest tą moją, i które dobro jest rzeczywiście podsuwane przez dobrego ducha - bo jak wykazałam na początku, nie każde jest.

Odpowiedź:

Wcale się nie dziwię zmęczeniu. Wspinaczka do nieba o własnych siłach jest na pewno męcząca, a ponadto nie może przynieść skutku. Zbawienie jest zawsze łaską, a nie czymś, co można sobie wypracować. To podstawowa rzecz, o której musisz pamiętać.

Bóg pragnie naszego zbawienia. Chce nam w tym pomóc. Czy trzeba przeczytać ileś książek? Na pewno są pomocne. Ale najważniejsze jest chyba to, by z Bogiem rozmawiać. By pytać Go, co na dany temat myśli...

Jeśli chodzi o wspomnianą przez Ciebie pułapkę... Ostatecznym złem byłoby tu zniechęcenie do dobrej pracy, jej zaniechanie. Złem pośrednim, niejako "po drodze", zaniedbanie odpoczynku, może modlitwy...

Wydaje mi się, że w tym co piszesz jest oczekiwanie na wskazanie drogi bez błędów. Takiej nie ma. Człowiek musi wybierać, w zgodzie z własnym sumieniem, i czasem się przy tym pomyli. Nie trzeba się tym zamartwiać, jedynie naprawiać błędy, które naprawić się dają.

Błąd jako taki nie jest grzechem, choć może z grzechem się wiązać lub do niego prowadzić. Bóg nie wymaga od człowieka nieomylności. Bóg oczekuje od człowieka wierności, bo i On jest wierny, i miłości, bo i On nas miłuje. A ponieważ w tej miłości i wierności ciągle zawodzimy - dał nam przebaczenie grzechów i Siebie, w postaci Chleba.

Bóg potrafi pisać prosto w krzywych liniach naszego życia i z naszych błędów wyprowadzić dobro. Oddaj mu je i idź do przodu, pytając Go o drogę, ale nie zamartwiając się błędami. Zamartwianie się, które blokuje drogę naprzód, nie prowadzi do dobra.

JK

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg