Gość 16.09.2017 14:41

"KKK 2218 Czwarte przykazanie przypomina dzieciom już dorosłym o ich odpowiedzialności wobec rodziców. W miarę możności powinny one okazywać im pomoc materialną i moralną w starości, w chorobie, samotności lub potrzebie."

"KKK 2230 Dorastające dzieci mają obowiązek i prawo wybrać zawód i stan życia. (...)Rodzice powinni czuwać, by nie ograniczać swoich dzieci ani w wyborze zawodu, ani w wyborze współmałżonka."

Szczęść Boże,

Zaczęłam od dwóch cytatów, które trudno mi pogodzić ze sobą w moim życiu, i chcę prosić o radę.

Z powyższych cytatów wynika, że "dorosłe dziecko" ma prawo samo wybrać zawód, ale jednocześnie jest zobowiązane do pomocy rodzicom w starości i potrzebie.

Wybrała sobie zawód, tak zrobił też mój mąż. Rodzice prowadzą gospodarstwo rolne.

Gospodarstwo to trochę jak rodzinna firma. Nikt nie wychodzi do pracy, nie ma podziału na życie zawodowe i rodzinne. Ot, wszyscy razem idą do sadu zbierać jabłka, potem ktoś gotuje obiad, ktoś inny w tym czasie zajmuje się zwierzętami, ktoś inny idzie na spacer z dzieckiem. I ten brak podziału na obowiązki rodzinne i zawodowe utrudnia mi zobaczenie, w czym mam obowiązek rodzicom pomagać.

Kiedy ja jestem np. chora, z wdzięcznością przyjmuję, jeśli ktoś z rodziny (np. rodzice albo siostra) np. przyniesie mi ciepły posiłek. Albo podwiezie do lekarza. Albo zaopiekuje się dzieckiem. Albo nawet posprząta, chociaż tu już wydaje mi się, że pomoc jest na granicy tego, czego mogę oczekiwać. Taką pomoc przyjmuję, przy założeniu, że to pomoc doraźna, której nie nadużywam. Nie wyobrażam też sobie, że mogłabym kogoś poprosić o wyręczanie mnie w obowiązkach, które są moimi obowiązkami zawodowymi, a którym nie mogę sprostać z powodu choroby albo braku czasu. No, może w bardzo wyjątkowych przypadkach, ale na pewno nie jako regułę. Albo nie wyobrażam sobie, że np. będąc chora stwierdzę, że potrzebuję zrobić remont, a ponieważ jestem chora, to rodzinna powinna to zrobić. Mam poczucie, że w pewnym momencie oczekiwanie pomocy staje się wykorzystywaniem, tylko trudno mi ten moment zdefiniować.

Inaczej jest w przypadku rodziców, ponieważ tam nie ma tego podziału na obowiązki domowe i zawodowe. Nie ma też poczucia, że o niektóre rzeczy prosić już nie wypada, że pewną granicę się przekracza.

Rodzice są coraz starsi, i coraz bardziej nie dają już sobie rady z zajmowaniem się gospodarstwem (a więc obowiązkami zawodowymi). Generalnie coraz mniej dają sobie radę z różnymi rzeczami, jak to na starość. I oczekują coraz więcej pomocy. A ja czuję, że coś jest nie tak, ale trudno mi to nazwać. Nie umiem znaleźć granicy, do której pomaganie jest ok (a więc jest tą pomocą, o której mówi KKK w pierwszym cytowanym fragmencie), a za którą to już zmuszanie mnie do wykonywania nie mojego zawodu (a więc nieuprawnione zmuszanie do wyboru zawodu z drugiego fragmentu).

Mama ma ostatnio problem z chodzeniem, boli ją kolano. Zgodnie z KKK służę jej pomocą w chorobie. I np. Nie idę na kurs, który byłby mi potrzebny w mojej pracy. Jadę do Mamy i m.in. zbieram jabłka, albo wyrywam chwasty. Czyli wykonuję już inny zawód. Zaniedbując własny.

Jestem jeszcze jeden problem, już nie związany tak bardzo z podziałem na obowiązki domowe i zawodowe. Chodzi o definicję "potrzeby". Mama np. ma taką potrzebę, żeby w domu i otoczeniu było bardzo czysto i ładnie. Dla mnie też to jest ważne, ale nie w aż takim stopniu. Nie wyobrażam sobie, żebym np. przez kilka miesięcy odmawiała koleżance spotkania z powodu braku czasu, a w tym czasie miała czas na bardzo dokładne posprzątanie wszystkiego wokół (łącznie z pomalowaniem ogrodzenia). Żadne z podejść nie jest złe, mamy po prostu inne priorytety. Wolę odłożyć malowanie ogrodzenia, a nie zaniedbać przyjaźni.
Ale... rodzicom mam służyć pomocą w potrzebie. Potrzebą mamy jest np. pomalowane ogrodzenie, a ja mam jej w potrzebach pomagać, czyli muszę ogrodzenie malować. I oczywiście, mogę raz czy dwa swoje priorytety odłożyć na bok, tylko że oczekiwanie jest takie, że ja tak będę robić cały czas.

Problem mógłby się wydawać teoretyczny, gdyby nie to, że powtarza się regularnie, a właściwie pojawia się w coraz większym natężeniu. I jest nacisk ze strony Rodziny, że oni teraz są coraz starsi, będą potrzebować coraz więcej pomocy, więc ... ja powinnam mniej pracować w swoim zawodzie, żeby im więcej pomagać. Bo przecież mam im służyć pomocą "w potrzebie". A oni rozróżnić potrzeb nie umieją, nie mają żadnego problemu z oczekiwaniem pomocy we wszystkim, czego chcą i potrzebują.

Jak wypełnić pierwszy cytowany fragment KKK, żeby nie wpaść w pułapkę?

Odpowiedź:

Jak w wielu podobnych sprawach potrzeba tu roztropności i umiarkowania. "Potrzeby" rodziców to nie to samo co ich zachcianki. Nie wiem jak teoretycznie wyznaczyć granice między jednymi a drugimi, ale wydaje mi się, że w praktyce to łatwiejsze. Po prostu w każdej konkretnej sytuacji trzeba zdecydować, co ważniejsze. Pomoc to nie to samo co przejęcie wszystkich ich dawnych obowiązków. Dorosłe dziecko nie może żyć życiem swoich rodziców. I w każdej takiej sytuacji trzeba zdecydować, czy pomóc, czy zaangażować się, czy jednak wybrać co innego. 

Jasne, to może być trudne. Z jednej strony trzeba wystrzegać się zbyt łatwego usprawiedliwiania się, że się nie pomogło, ale z drugiej także tego pragnienia, by być zawsze chodzącym aniołem. Trzeba zgodzić się na to, że wybierając swoja przyszłość nie zawsze wystarczy czasu i sił, by realizować marzenia rodziców...

J.

 

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg