Gość 02.11.2016 20:26
Czy pychą, zarozumiałością, próżnością da się zgrzeszyć ciężko, jeśli to powyższe ma miejsce głównie w głowie? Że myślę o sobie, że jestem lepszy od innych (np. mądrzejszy bo po studiach) nawet jeśli to nie jest prawdą (a pewnie nie jest, tylko sobie tak wmawiam - ale to zależy chyba z kim się ktoś porównuje)?
W ogóle wydaje mi się, że jestem straszliwie zakłamany. Wewnętrznie - myślę o innych poniżająco (lub wulgarnie), czy że np. " ale to prości ludzie" - natomiast zewnętrznie - dla ludzi jestem bardzo miły (czasem nieśmiały) i uprzejmy. Z natury jestem nieprzebojowy i z natury też jestem miły (widzę, że to głupio brzmi). Mimo że taką opinie mają też inni ludzie o mnie (z tego co czasem do mnie dotrze) ale jak mówię o sobie, że jestem bardzo miły i uprzejmy dla innych to chyba też już pycha.
Czasem się aż boję, że to że wewnętrznie (w myślach) i zewnętrznie (w zachowaniu) jestem aż tak różny to jakieś wielkie zło, grzech ciężki. Że taki stopień zakłamania to już grzech ciężki. Ale wydawało mi się, że nawet jeśli myślę źle (nawet bardzo) o innych, a nie robię czegoś, nazwijmy to, realnie złego (jakieś czyny) to, że nie jest to grzech ciężki - ale nie wiem, czy to prawda?
Chyba ma to tu znaczenie, że czasem cieszę się z czyjejś krzywdy - nawet jak kogoś lubię (to aż dla mnie jest niezrozumiałe - może dlatego, że wtedy jest ciekawie, bo się coś dzieje ciekawego. Chociaż brzmi to strasznie, cieszyć się z czyjejś krzywdy, bo to ciekawe). Czasem cieszę się z czyjejś krzywdy złośliwie. Natomiast zawsze staram się nie życzyć nikomu źle (bo to grzech). Takie wyrachowanie - że cieszenie się z czyjejś krzywdy to co najwyżej lekki grzech (chyba), więc to robię, a życzenie komuś źle to większy grzech, więc tego nie robię. Jestem taki wyrachowany w grzeszeniu - czy to grzech ciężki?
Staram się też nikogo nienawidzić (różnie z tym jest), bo wiem, że podsycanie w sobie nienawiści to grzech ciężki (jeśli dobrze pamiętam).
Generalnie jak mam więcej kontaktu z jakimiś ludźmi, czy ogólnie z ludźmi to chyba ich bardziej lubię (mimo tego że wtedy też /czasem również się wywyższając/ o nich źle myślę, choć może nie zawsze), jak mniej znam jakichś ludzi to chyba wtedy gorzej o nich myślę, mniej ich może lubię. Może ten częstszy/ intensywniejszy kontakt to jest ratunek, żeby lepiej myśleć o ludziach.
Z drugiej strony lubię ludzi, więc to jest tutaj jakaś rozbieżność.
Przepraszam, że tak dużo napisałem, ale bałem się, że jak skrócę to trochę będzie to za słabo opisane.
Skrótowo: czy pycha, zarozumiałość, próżność "w głowie"/ w myślach jest (lub może w pewnych przypadkach być) grzechem ciężkim.
Bardzo dziękuję z góry za odp.
Z Panem Bogiem
Nie wydaje mi się, by to o czym piszesz było grzechem ciężkim. Na pewno jest jednak czymś, nad czym warto pracować. Proszę jednak pytać o takie sprawy spowiednika. Jego opinia będzie rozstrzygająca, a moja jest tylko radą...
J.