Mariusz M. 02.03.2016 23:15

Interesuje mnie jedna rzecz: czy jest jakaś granica wieku, do której człowiek ma obowiązek leczyć się z chorób przewlekłych i takich, które prowadzą do śmierci, np. z raka. Słyszałem, że nawet prymas Glemp miał pod koniec życia wątpliwości, czy poddać się operacji, właśnie ze względu na swój wiek.

Pytanie to przyszło mi do głowy po wydarzeniach z początku ubiegłego roku, gdy lekarze pierwszego kontaktu strajkowali i większość przychodni była przez kilka dni zamknięta. Telewizja pokazywała wtedy pewnego dziadka, który stał na ulicy i mówił mniej więcej tak:
"Wszystko pozamykane. Gdzie ja mam teraz iść, gdzie płakać? Ja mam 93 lata, biorę 13 leków".

Pomyślałem sobie wtedy: człowieku chcesz żyć w nieskończoność? Większość tych lekarstw, które przyjmujesz, ma negatywne skutki uboczne. Masz taką okazję się ich pozbyć, a nie korzystasz z tego.

Kiedyś chyba wszystko było prostsze: ludzie czuli, że ich życie dobiega końca, godzili się z tym i po prostu umierali. Dzisiaj natomiast chcą przedłużać swoje życie w nieskończoność i rzeczywiście żyją dłużej, ale przysparzają sobie w ten sposób cierpienia (zwłaszcza, gdy ostatni etap życia to skrajne niedołęstwo, leżenie w łóżko), otoczeniu zaś nowych, uciążliwych obowiązków, gdyż musi się ono tymi staruszkami zajmować.

Odpowiedź:

Straszne to Twoje pytanie, wiesz? Strasznie użytecznie podchodzisz do kwestii zdrowia i życia. Bałem się, że  w pewnym momencie zapytasz o możliwość przerabiania ciał na mydło. Przecież byłoby to takie praktyczne, prawda? Moglibyśmy co nieco zaoszczędzić środowiska wykorzystując co już mamy...

W kwestii zdrowia, podjęcia leczenia czy też nie trzeba się kierować rozsądkiem. Gdy u osiemdziesięciopięciolatka stwierdza się raka trudno twierdzić, że koniecznie powinien poddać się operacji. Jest w tym wieku bardzo ryzykowna. Zresztą rak w tym wieku najczęściej rozwija się dość wolno. I operowaniem można by wręcz śmierć przyspieszyć. Ale gdy chodzi o człowieka, którego łatwo można leczyć...

Ot ten 93-letni staruszek. Połykał codziennie 13 tabletek. I co z tego? To nie jest jakaś męcząca terapia. Owszem, mogą mu zaszkodzić, ale skoro żyje, to pewnie, przynajmniej na razie, nie szkodzą. Martwić się będzie, jak zaczną. Tymczasem, jeśli te leki faktycznie były mu potrzebne, ów strajk spowodował, że jego stan zdrowia mógł się szybko pogorszyć. To ile ma lat jest tu sprawą drugorzędną. Istotne, że nic mu specjalnie nie dolega, a przez brak odpowiednich leków może zacząć dolegać....

Ludzie za bardzo trzymają się życia... Może i tak. Ale jeśli coś łatwo można leczyć, czemu tego nie robić? Przecież jak przestaną brać leki wcale nie znaczy, że szybciej i łagodniej umrą....

Miałem dziadka. Po osiemdziesiątce musiał być operowany. Na przepuklinę. Gdy był młodszy lekarze z drugiej operacji zrezygnowali, bo niby był już stary, ale żył z tym kilkanaście lat no i teraz coś się stało. Mieli go zostawić w bólu i pozwolić mu umrzeć? Po operacji dziadek żył jeszcze z dziewięć lat. Coraz mniej chodził, coraz częściej leżał. Miał cukrzycę, więc nie mogę powiedzieć, że nie brał leków. Brał. Tabletki na cukrzycę (nawet nie insulinę). Co by to dało, gdyby nie brał? Pewnie żyłby tak samo długo, a tylko miał więcej dolegliwości.

J.

Po prostu w leczeniu trzeba zachować zdrowy rozsądek. Nie ma sensu reanimować staruszka, któremu może to przedłużyć życie o 2 godziny. Podobnie zresztą człowieka młodego, gdy zatrzymanie akcji serca jest skutkiem tego, ze wskutek jakiejś choroby już odchodzi z tego świata i można ten proces tylko odwlec o parę czy paręnaście godzin. Ale gdy współczesna medycyna zna lekarstwo na jakąś dolegliwość, to czemu z tego nie korzystać?

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg