rafal12345 30.03.2010 18:41

W wyszukiwarce nie znalazłem odpowiedzi na to pytanie, sam nie potrafię sobie na nie odpowiedzieć, a więc proszę o pomoc.

A dotyczy zawodu żołnierza w naszych współczesnych czasach, ponieważ jego położenie jest bardzo skomplikowane. Dajmy na to, chcę zostać żołnierzem piechoty i spełniać się w swoim zawodzie, a więc wyjeżdżam na misję. Np. do Afganistanu. Nie jest to walka za moją ojczyznę jednak jadę tam zabijać. Czy to są ludzie wyjeżdżający na misje, to ludzie źli? Zapytałem pewnego majora, który twierdzi, że jest katolikiem w rozmowie zobrazował mi to w ten sposób:
,,Jest talib, porywa dziewczynę, zabawia się nią a następnie i wysyła głowę do jej rodziców, dłonie do dziadków, nogi do ciotek.. W takich chwilach odpowiedź na pytanie: Czy zabić i nie pozwolić na powtórki staje się oczywista. Albo dajmy na to, widzisz którąś z rzędu trumnę kolegi z oddziału" Pachnie mi jego wypowiedź jednak chyba zemstą.

Albo inaczej. Żołnierz na misji nie może powiedzieć: Nie, nie idę z wami szturmoać bo tam mogą być zwykli cywile. Dowódca każe i koniec.

Jak ustosunkować się do tego moralnie? Szczerze mówiąc, myślałem o takim zawodzie jak żołnierz, jednak mam ogromne wątpliwości co do zgodności tego współczesnego zawodu z katolicką wiarą.

Odpowiedź:

Klasyczna wojna, to walki między żołnierzami. Zawsze cierpią na nich też cywile, ale wszystko dzieje się z myślą o wojsku. Zasadniczo jest - pod kilkoma warunkami dozwolona. W KKK (2309) czytamy tak:

"Należy ściśle wziąć pod uwagę dokładne warunki usprawiedliwiające uprawnioną obronę z użyciem siły militarnej. Powaga takiej decyzji jest podporządkowana ścisłym warunkom uprawnienia moralnego. Potrzeba jednocześnie w tym przypadku:
- aby szkoda wyrządzana przez napastnika narodowi lub wspólnocie narodów była długotrwała, poważna i niezaprzeczalna;
- aby wszystkie pozostałe środki zmierzające do położenia jej kresu okazały się nierealne lub nieskuteczne;
- aby były uzasadnione warunki powodzenia;
- aby użycie broni nie pociągnęło za sobą jeszcze poważniejszego zła i zamętu niż zło, które należy usunąć. W ocenie tego warunku należy uwzględnić potęgę współczesnych środków niszczenia".

Przytoczmy też następne punkty, bo dobrze ujmują podejście Kościoła do konfliktów zbrojnych

2310 Władze publiczne mają w tym przypadku prawo i obowiązek nałożyć na obywateli zobowiązania konieczne dla obrony narodowej.
Ci, którzy poświęcają się sprawie ojczyzny, służąc w wojsku, są sługami bezpieczeństwa i wolności narodów. Jeżeli wywiązują się należycie ze swojego zadania, prawdziwie przyczyniają się do dobra wspólnego narodu i utrwalenia pokoju.

(...)

2312 Kościół i rozum ludzki stwierdzają trwałą ważność prawa moralnego podczas konfliktów zbrojnych. "Gdyby na nieszczęście już do wojny doszło, nie wszystko tym samym staje się między walczącymi stronami dopuszczalne".

2313 Należy szanować i traktować humanitarnie ludność cywilną, rannych żołnierzy i jeńców.

Działania w sposób zamierzony sprzeczne z prawem narodów i jego powszechnymi zasadami, podobnie jak nakazujące je zarządzenia, są zbrodniami. Nie wystarczy ślepe posłuszeństwo, by usprawiedliwić tych, którzy się im podporządkowują. Zagłada ludu, narodu czy mniejszości etnicznej powinna być potępiona jako grzech śmiertelny. Istnieje moralny obowiązek stawiania oporu rozkazom, które nakazują ludobójstwo.

2314 "Wszelkie działania wojenne, zmierzające bez żadnej różnicy do zniszczenia całych miast lub też większych połaci kraju z ich mieszkańcami, są zbrodnią przeciw Bogu i samemu człowiekowi, zasługującą na stanowcze i natychmiastowe potępienie". Ryzykiem nowoczesnej wojny jest stwarzanie okazji posiadaczom broni masowej zagłady, zwłaszcza atomowej, biologicznej lub chemicznej, do popełniania takich zbrodni.

To najistotniejsze zalecenia dotyczące prowadzenia wojen, jakie można znaleźć w Katechizmie Kościoła katolickiego. Jest tu wiec też odpowiedź na Twoje pytanie: w czasie wojny wolno wroga - żołnierza zabić, o ile jest to forma obrony koniecznej, własnej, a nie wynika to z chęci zgładzenia wszystkich, całego narodu, także bezbronnych...

To, co dzieje się w Afganistanie może i z punktu widzenia wojskowych jest wojną, ale z perspektywy moralnej jest raczej operacją o charakterze policyjnym. Dlaczego? Wojska polskie wspierają tam legalnie wybrane władze. Może wybory nie do końca były sprawiedliwie, może tu i tam coś nie zagrało, ale przecież chodzi tylko o to, by ten kraj w końcu mógł samodzielnie stanąć na nogi. By przestały grasować tam uzbrojone bojówki, zabijające wszystkich, którzy mają inne zdanie. Tak jest przynajmniej teraz. (Gdy te działania rozpoczynano, było ciut inaczej, bo rządzili - po wygranej wojnie oczywiście - talibowie). W takiej sytuacji działania zbrojne przeciwko terrorystom można naprawdę traktować jak działania policji. To walka o normalne życie mieszkańców Afganistanu, to walka, żeby mieli co jeść i nie musieli ciągle żyć w strachu.

Dylemat, jaki ma w tym kraju żołnierz, to oczywiście odpowiedź na pytanie, czy na moich działaniach nie ucierpią Bogu ducha winni cywile; czy nie używam środków niewspółmiernych do zagrożenia, czy nie podejmuję zbytniego ryzyka (ryzyka śmierci niewinnych). Ale to pytanie, które musi sobie zadawać każdy policjant. Wojna to jednak co innego...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg