hate myself 24.02.2006 22:01

Moje pytanie dotyczy raczej oceny mojej sytuacji. Chcę, by ktoś obiektywnie spojrzał (bo również tego typu pytania też się tu zdarzają) na moje problemy, szukam rady...

(...)

No i teraz moje pytanie - czy w takim stanie ma sens ciągnąć moją WIARĘ, starać się być katoliczką…??? Nie ma to za bardzo chyba sensu - i tak nie umiem znależć tak naprawdę Boga, nie wiem, czego On ode mnie oczekuje… To wszystko jest jakieś obłędne. Ciągle mi się wydaje, że moja wiara jest fałszywa i w ogóle, ciągle się o coś obwiniam, ciągle coś zawalam… Ogólnie ta moja wiara bardziej mnie męczy, niż pomaga… To wszystko jest dla mnie za trudne… Poza tym ja chyba nie wierze w to, że Bóg mi pomoże, nie wierze w Jego działanie w moim życiu, choć wiem, że chyba nie mam racji tak myśląc…Ale nie potrafię inaczej - nie potrafie zaufać Bogu, nie potrafię wyzwolić się od swojego myślenia…

Odpowiedź:

Obłędne, za trudne, fałszywe... Nie potrafię zaufać Bogu, nie wierze że mi pomoże, nie potrafię się wyzwolić ze swojego myślenia...

Chyba nie ma sensu tego wszystkiego roztrząsać. Raczej trzeba uprościć. Pamiętasz jawnogrzesznicę, która wylała na nogi jezusa flakonik alabastrowego olejku, a potem płacząc wytarła je własnymi nogami (Łk 7, 36-50)? Ona chyba nie miała sił swojego zycia roztrząsać. Po prostu płakała. I Pan Jezus jej powiedział: "Twoje grzechy są odpuszczone. (...) Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!". Ty rób podobnie. Zapłacz nad sobą i wiedz, że Twoje łzy przed Bogiem znaczą więcej niż Twoje grzechy. Bóg nie chce niczyjego potępienia. Dlatego i Ciebie przyjmie. Na pewno...

Codziennie ponawiaj swoje "tak" wobec Boga. Choćby często zamieniało się w "nie". Wracaj do Niego... W końcu owo "tak" przeważy...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg