19.01.2006 16:11
Kim ja jestem jako kobieta? Cokolwiek robię, okazuje się, że źle. Małżeństwo: przez wieki mówiono kobietom że mają słuchać męża, być posłuszne, podczas gdy on mógł robić własciwie co chciał. Służenie ukochanej osobie - jest piękne, widzę to, ale wtedy gdy jest się szanowaną i kochaną, a nie wtedy gdy ktoś twierdzi że kobieta się nie nadaje do niczego innego niż do garów, jest po prostu głupsza itp. Albo że jedyną pomocą jaką może być dla męzczyzny jest pomoc w prokreacji bo tylko do tego się nadaje. Maszynka do rodzenia dzieci... Macierzyństwo: też jest piękne, ale znów nie wtedy gdy jest się traktowaną jako gorszą przez męża. Już słyszałam że facet musi czasem uderzyć żonę jak nie słucha. To jest katolicki model? Czemu Kościół upominał się o posłuszeństwo żony mężowi, a milczał na fakt że męzowie żony bibli? uważał że mieli prawo bo żona to ich własność??
Praca zawodowa... też słyszę że to nie powołanie dla kobiety. Nawet jak założę spodnie to czasem słyszę że tak nie można, bo to nie kobiece. Czyli wciąż zabranianie czegoś. Nie wskazywanie czegoś, tylko zabranianie - zabranianie tego co mnie pociąga, co jest wygodne itp. I to zabranianie przez mężczyzn. Ostatnio usłyszałam od jednego że dobra katoliczka nie pracuje i nie nosi spodni - nawet tłumaczenie że spodnie wygodniejsze nic nie dało, powiedział że nie i już. A czego ma NIE robić mężczyzna? Im się niczego nie zabrania. Im więcej wyzwań, nowości - tym lepiej. A jak kobieta podejmuję się nowego zadania - to zgorszenie.
Kim ja jestem jako kobieta? Jestem gorsza od męzczyzny? Głupsza? Tylko do funkcji prokreacyjnej się nadaję? Męzczyzna obok ojcowstwa ma inne zadania, kobieta tylko macierzyństwo, i to rozumiane tylko jako RODZENIE, bo jest za głupia by wychować dziecko?