Gość 30.08.2010 20:14
Pytanie o zaufanie, Czym ono jest? Jak je w sobie odbudować??
Pewnie nie powinnam pytać o takie rzeczy, ale nie mogę sobie z tym poradzić. Nie chce pytać o zdanie osoby która byłaby stronnicza. Zależy mi na szczerej opinii.
Jestem ze swoim chłopakiem 5 lat; jakiś czas temu jeszcze byliśmy zaręczeni. Zerwałam zaręczyny z powodu braku zaufania- i jego do mnie i mojego do niego... Prawie rok temu nasz związek był cudowny- ufałam mu jak nikomu na świecie, czułam, że jest dla mnie osobą na której bez względu na wszystko mogę bezgranicznie ufać. Oczywiście jak w każdym związku były dni kiedy się nie rozumieliśmy, ale zawsze było to coś, co kazało WALCZYĆ, WYBACZAĆ, SŁUCHAĆ, PRÓBOWAĆ ZROZUMIEĆ, czułam MIŁOŚĆ. Zdarzyło się coś nieoczekiwanego, coś czego przenigdy bym się nie spodziewała- M. mnie zdradził. Był to dla mnie wielki cios z którego nie potrafię się chyba wciąż otrząsnąć, mimo, ze myślałam że zostało to daleko za mną. Początkowo spisałam wszystko na straty, jednak dzięki pomocy pewnego księdza z serca przebaczyłam M. z całego serca. Był czas, że zupełnie o tym zapomniałam, że odszedł żal, złość, ból- że MIŁOŚĆ pokonała wszystko. Minęło kilka miesięcy a ja łapię się na podświadomym braku zaufania do M. Jednak, mimo że staram się wewnętrznie walczyć z podejrzeniami, to jest silniejsze ode mnie. Często sprawdzałam jego prawdomówność, co nie zawsze pokazywało to w co tak pragnęłam wierzyć- że NIGDY WIĘCEJ MNIE NIE OKŁAMIE. Mimo to kolejny raz chcąc ratować nasz związek zastanawiam się w jaki sposób mam walczyć z podejrzeniami, z nadwyrężonym zaufaniem? Czy to w rzeczywistości jest możliwe do odbudowania, czy tylko próbuję się sama okłamywać?? Co jest wyznacznikiem tego ZAUFANIA ponad wszystko?? Boję się- ze znów kłamstwo mnie zrani, że zachowuję się lekkomyślnie dając kolejną szansę. Gdzie jest granica między dawaniem "77-ego biblijnego wybaczenia a nieroztropnością i zapatrzeniem?". M. czuje się często przeze mnie sprawdzany- co jest faktem o jakim m mówię, bo nie potrafię z tym żyć. Każde sprawdzenie jego prawdomówności jest dla mnie porażką, bo uświadamiam sobie, że nie ufam mu jak kiedyś, że nie zachowuję się jak ufająca osoba. Kochamy się nawzajem, bardzo nam na sobie zależy, ale boję się że ten temat jest dla nas obojga bardzo trudny. Proszę o podpowiedz, bo nie chcę żyć ze świadomością, że pod przykrywką rzekomego swojego przebaczenia i tak unieszczęśliwię go swoimi podejrzeniami i postępowaniem. Chciałabym aby to sprawdzanie w końcu się skończyło, ale proszę mi wierzyć to nie jest takie proste
Odpowiedź potraktuj jedynie jako radę, nie jakąś obowiązującą wykładnię tego, co powinnaś zrobić.
Ogólnie rzecz biorąc można powiedzieć: za blisko. Jesteś za blisko swojego ukochanego i dlatego się ranicie. To, co próbujesz robić w tej chwili, to jakiś emocjonalny totalitaryzm. Jeśli będziesz ciągle sprawdzała co gdzie i jak, on w końcu nie da rady i albo ucieknie, albo zacznie pić.
Oczywiście w związku, w małżeństwie, trzeba mieć do siebie zaufanie. Ale trzeba być realistą. Każdy może miewać gorsze dni, może mieć chwile słabości i zwątpienia. Każdy miewa na sumieniu coś, czego się wstydzi i o czym nie chce mówić. Zaufanie do bliźniego polega na tym, żeby to uszanować. Wtedy, pomimo słabości, zwątpienia, i tego czegoś na sumieniu człowiek ma motywację, żeby chcieć się zmieniać i z tym drugim być. Ciągłe ujawnianie jego większych czy gorszych grzeszków upokarza go. Szanse na sensownego partnera drastycznie maleją. W relację wkrada się podległość: dziewczyna - żona superkierownik - mąż, pracownik rodzinnego przedsiębiorstwa rozliczany przez skrupulatnego szefa.
Masz oczywiście powody, by ukochanemu nie ufać. Receptą na to nie jest jednak sprawdzanie, ale odsunięcie się. Zachowaj dystans. Pozwól mu samemu zdecydować, czy chce być z Tobą, czy woli być z inną. Nie sprawdzając nie pozwalaj jednak na to, by był wobec Ciebie nieuczciwy. Gdy przypadkiem znów coś niepokojącego odkryjesz - zrezygnuj...
Chyba jakoś tak...
J.