Gość 21.08.2010 19:36
Witam. Chcę zapytać o kwestię zbawienia osoby, która umarła w stanie grzechu ciężkiego. Wiem, że może nie można jasno określić tych zasad, bo sądzić nas będzie Bóg i to od Niego to zależy. Ale chciałbym się dowiedzieć jak do tej sprawy podchodzi Kościół. Czy taka osoba jest z góry skazana na piekło, bo wiem, że w niebie taka dusza znaleźć od razu się nie może? Czy w takim razie może się dostać do czyśćca? Zastanawia mnie ta sprawa, szczególnie jeśli chodzi o ludzi żyjących w związkach niesakramentalnych. Znałem osobę, która przez całe życie wierzyła w Boga, chodziła regularnie do kościoła, ale żyła bez ślubu kościelnego. Niedawno zmarła i zastanawiam się czy ten grzech może przekreślić dobro, które ta osoba uczyniła dla innych. Nie wiem, czy w takim wypadku to się nie liczy? Bóg zapłać za odpowiedź.
Kościół uczy, ze osoba umierająca w grzechu ciężkim i nie żałująca za niego będzie potępiona.
Grzech ciężki popełnia człowiek, który świadomie i dobrowolnie w ważnej sprawie łamie Boże przykazanie. Życie w konkubinacie na pewno jest złamaniem Bożego prawa w ważnej sprawie. Zapewne w pełni świadomym. Wierząc, ze człowiek potrafi sam wybierać zakładamy, że całkiem dobrowolnie. Ale czy tak jest na pewno? Niedobrze by było, gdybyśmy się łatwo usprawiedliwiali brakiem dobrowolności zła. Ale Bóg może to zrobić.
Jest też jeszcze druga rzecz. Ów brak żalu. Nie jest powiedziane, że człowiek żyjący w konkubinacie nie żałuje. Więcej, że szczerze nie będzie żałował w chwili śmierci. Żal chadza różnymi drogami. Znów, nie usprawiedliwiając się, trzeba ufać Bożemu miłosierdziu. On przecież chce zbawienia każdego. Więc potępienie kogokolwiek musi być dla Boga kosmiczną tragedią...
J.