Pytająca9 09.01.2025 12:01
Jestem nastolatką, w Boga wierzę od dzieciństwa. Co do Jego istnienia nie mam wątpliwości, chociaż nie umaiłabym wytłumaczyć, dlaczego wierzę akurat w naszego Boga, a nie w innego. Może to taka łaska. Mam taki problem, że mimo wiary, trochę nie umiem Go pokochać... Albo przynajmniej o tym nie wiem. Jestem odrzucona przez klasę (chyba dlatego, że nie oglądam filmików na toktoku i instagramie jak oni), więc może ma to jakiś wpływ, bo przez to trochę boję się ludzi i jestem nieufna. Codziennie modlę się o to, żeby Jezus pomógł mi pokochać Go, ale nawet, jak uda mi się przez chwilę poczuć Jego obecność albo jakieś lekkie uczucie, że może jednak Go kocham, to po jakimś czasie mi to przechodzi i czuję, że w mojej relacji z Nim czegoś brakuje. Czy powinnam ciągle się modlić do skutku, czy jeszcze coś próbować? I czy wystarczą takie 3-8 minutowe modlitwy własnymi słowami kilka razy w ciągu dnia?
2. Czy osoba, która przjmuje Komunię Świętą tylko raz w tygodniu (w niedzielę), a ma możliwość robić to częściej, może być świętą? Ja trochę tak mam, tylko że do kościoła jeżdżę z rodzicami samochodem, a dla mojej mamy chodzenie na Mszę jest często stresujące, bo ona dba o to, żeby ładnie wyglądać i niezbyt ma ochotę jeździć codziennie... A sama nie mogę.
3. Lubię robić ilustrację do historii z Pisma Świętego, ale wolę rysować zwierzęta niż ludzi i się zastanawiam, czy mogę rysować postacie z Biblii jako zwierzęta? Bo w podstawówce jedna dziewczyna, z którą przynajmniej mogłam pogadać, powiedziała, że to obraźliwe rysować kogoś np. jako psa... Ale jak mam dobre intencje to chyba jest okej, prawda?
4. Gdy ludzie prosili ojca Pio o modlitwę o uleczenie ich z różnych chorób, ten podobno odpowiadał, że proszą go o sprzeciwianie się woli Bożej. Czy w takim razie można się modlić o takie uzdrowienie? Czy taka modlitwa w ogóle przyniesie jakieś dobre skutki, czy tylko będzie albo do niczego, albo nawet w jakimś sensie zła?
No tak... Po kolei.
1. Wydaje mi się, że problem tkwi w nierozumieniu, czym jest miłość. To przypuszczenie wysnułem na podstawie Twojego stwierdzenia, że czasem coś czujesz, że Bóg jest blisko, ale szybko to mija. Otóż pamiętaj, że miłość nie jest w pierwszym rzędzie uczuciem. Czasem wcale nim nie jest. Trudno przecież np. żywic pozytywne uczucia wobec nieprzyjaciół, a Chrystus kazał ich kochać. Czy żądał rzeczy niemożliwej? Nie. Po prostu miłość to w pierwszym rzędzie postawa. Postawa, którą można ując słowami "chce dobrze dla osoby, która kocham". W tym wypadku może to brzmieć "chcę, żeby Bóg mógł się cieszyć, kiedy na mnie patrzy". Albo "chcę, żeby Bóg mógł się na powitanie ze mną uśmiechnąć". Żeby Bóg wiedział, że swoją postawą, swoim życiem jesteś Jego uczennicą. Pewnie nie zaraz doskonałą we wszystkim, pewnie mającą jakieś swoje wzloty i upadki, ale chcącą żyć jak przystało chrześcijaninowi. W tym wyraża się miłość do Boga: wierzyć w Niego, w Jezusa Chrystusa i żyć jak nakazał, czyli kochać bliźnich. To nie mój wymysł. Tak napisał święty Jan w swoim 1 Liście. Np. w rozdziale 3 chyba najwyraźniej...
A uczucia, to co można by nazwać czuciem, że kochasz Boga i że Bóg Ciebie kocha... Różnie to bywa. Bóg raz daje człowiekowi taką łaskę, raz nie. Mistycy pisali o "nocy ciemnej" czy "nocy zmysłów", w której Bóg wydawał im się daleki i obcy. Tak też w życiu duchowym bywa. Nie trzeba się tego bać, ale trzeba przyjąć, że tak jest. Bo kiedy człowiek oczekuje tych uczuć, to czasem może bywa i tak, że kocha nie tyle Boga, co te uczucia właśnie; te swoje dobre samopoczucie, poczucie bycia kochanym i kochania Boga. Kocha uczucia, ale nie Boga. A czy kochamy Boga poznajemy po naszej postawie, po naszych czynach....
Modlisz się. To bardzo dobrze. 3-8 minut własnymi słowami wystarczy? Myślę, że tak jest dobrze. Ale gdybyś chciała więcej, nie hamuj się. Problem z modlitwą polega często na tym, że Boga nie widzimy. Trudno nam mówić do kogoś, kto milczy (albo zdaje się milczeć), a my Go nawet nie widzimy, żeby choć z miny wywnioskować co myśli o tym, co Mu mówimy... I może się nam wydawać, że jest OK, kiedy przychodzą do nas te pozytywne uczucia, ta - jak się o tym mówi - pociecha duchowa. Tymczasem najważniejsze jest to, ze chcemy się modlić, że czcimy Boga (bo modląc się wyrażamy naszą wiarę w Niego) i chcemy żyć wedle Jego przykazań, przykazania miłości...
Czyli módl się i nie myśl, że jak owe pozytywne uczucia, poczucie bliskości Boga, się nie pojawia, że modlisz się źle. Modlisz się dobrze. A to rozum, nie uczucia, są najlepszym miernikiem tego,czy postępujemy właściwie czy nie.
Trochę mnie martwi, że czujesz się odrzucona przez swoją klasę... Mam nadzieję, że z bliskimi, z rodzina, jest inaczej. I że masz jakichś przyjaciół poza szkołą. Gdybyś czuła się bardzo samotna to pamiętaj jednak, że Bóg zawsze jest człowiekowi bliski i życzliwy. Wobec Ciebie na pewno też.
A co do tego, co stwierdziłaś na początku, że nie bardzo wiesz czemu wierzysz... jak chcesz wiarę wzmocnić rozumem, to możesz zajrzeć TUTAJ
2. Oczywiście. By zostać świętą nie trzeba chodzić codziennie na Mszę. Zwłaszcza gdy nie od Ciebie samej zależy, czy tak jest.
Świętość to bycie blisko Boga. Ty się modlisz, starasz się żyć po chrześcijańsku. Może już dziś można by nazwać Cię świętą? No bo przecież w sumie każdy, kto żyje w łasce uświęcającej (bez ciężkiego grzechu), jest święty. Paweł pisząc do sobie współczesnych pisał do "świętych". W sumie miał rację.... Niepotrzebnie chyba rezerwujemy świętość na coś, co można by nazwać świętością mocno już wydoskonaloną... Taka zwyczajna, codzienna, też jest...
3. Skoro masz dobre intencje, to nie ma problemu.
4. Zdrowie jest pewny dobrem. Choroba - złem. Kiedy modlisz się o zdrowie modlisz się o dobro. Na pewno więc taka modlitwa nie jest niczym złym... Czy jest to sprzeciwianie się woli Bożej? Ja bym tego tak nie widział. No bo może wolą Boga jest, byśmy gorliwie prosili o zdrowie nasze czy naszych bliskich? Może w ten sposób, wysłuchując nas, chce naszą wiarę wzmocnić?
Jest taka piękna scena w Ewangeliach, kiedy Syrofenicjanka prosi Jezusa o wypędzenie z jej córki złego ducha. Jezus jej odmawia, a ona usilnie prosi dalej. I Jezus, przez wzgląd na to co powiedziała, spełnia jej prośbę. Znamienne, prawda? Ta kobieta przekonała Boga! I tak może tez być z nasza modlitwą o zdrowie. że Bóg dojdzie do wniosku, że wysłuchanie nas będzie lepsze niż niespełnienie naszej prośby...
Myślę, że modlitwa, zwłaszcza te nasze kierowane do Boga prośby, są trochę jak walka Jakuba z Aniołem (to ze Starego Testamentu). To nie tak, że Bóg domaga się ślepego posłuszeństwa, a każdą naszą niezgodę na los, każde nasze pytanie o to "dlaczego, traktuje jako wyraz braku zaufania do Niego. Myślę, że Bóg się cieszy,kiedy z Nim dyskutujemy, kiedy chcemy Go przekonać do swoich racji. Bo, po pierwsze, to znak, że jest dla nas ważny, że się z nim liczymy. Inaczej w ogóle byśmy się przecież nie modlili. Po drugie zaś, to dyskutowanie z Bogiem, to pytanie "dlaczego" sprawia, ze dojrzewamy w wierze, ze coraz lepiej Boga rozumiemy, że coraz odważniej zdajemy się na Jego wolę. To ścieranie się z Bogiem jest przecież tez jakimś słuchaniem Boga, prawda? Przychodzą do głowy różne argumenty, czemu Bóg odmawia. Przypominają się jakieś fragmenty Pisma Świętego, jakieś wytłumaczenia... A Bóg przecież mówi do człowieka. Mówi właśnie przez słowa Pisma Świętego, przez głos sumienia, mówi - co najtrudniej szybko zinterpretować - przez różne wydarzania naszego życia...
J.