Tomasz
21.03.2008 18:07
Mam pytanie dotyczace 2 problemow moralnych.Bardzo prosze o odpowiedz
1) Jest wojna .W wiezieniu na Al Szucha w 'tramwaju' (rodzaj celi gdzie wiezniowie siedza jeden za drugim tylem do drzwi oczekujac na przesluchanie -czyli wlasciwie tortury) siedzi chlopak a z tylu za nim jakas dziewczyna.Chlopak ten czuje ze na przesluchaniu 'peknie' gdy przyprowadza tam jego rodzine (rodzine tez aresztowano) ale nie ma cyjanku.Prosi dziewczyne by swoimi dlugimi paznokciami rozprula mu zyly przy nadgarstkach.
Mam pytanie gdyby to zrobila to czy taki czyn mozna zaliczyc do eutanazji? Czy mialaby grzech ciezki?(i czym rozni taki czyn w takich okolicznosciach od podania cyjanku na zyczenie?)
2) Wspina sie 2 alpinistow w odleglym rejonie gorskim.Nie dali znac gdzie sie wybieraja .Jeden odpada w terenie przewieszonym obciazajac bezposrednio drugiego.Drugi z powodu braku sprzetu (m. in brak petli samozaciskowych) nie jest w stanie wejsc do gory .Jesli zalozyc ze nia ma zadnych szans na ich znalezienie a jedyna wlasciwie szansa na przezycie to odciecie kolegi to czy nie zrobienie tego byloby grzechem ciezkim?
Powyzsze pytania nie sa wydumane ale oparte na podobnych wydarzeniach dlatego bylbym wdzieczny za odpowiedz jak wygladalaby ocena moralna tych czynow w swietle nauki kosciola
Odpowiedź:
Jeśli ktoś uważa, że życie bliskich (towarzyszy broni) może uratować tylko decydując sie na samobójstwo, (czy prosząc o zabicie kogoś innego) to nie jest to czyn moralnie naganny. Ciut inaczej jest chyba gdy popełnia je tylko ze strachu przed torturami.
W obu wypadkach trzeba ocenić czyn jako całość (w jego kontekście) i łącznie z jego dobrowolnością. W pierwszym czyn nie tyle nazywa się samobójstwem (czy zabójstwem), co ratowaniem życia bliskim za cenę własnego. To samobójstwo wymuszone niemoralnym postępowaniem tych, którzy torturują i chcą zbijać jeszcze innych. Ktoś zabijając się przeszkadza w realizacji tego zbrodniczego zamiaru. W drugim, gdy chodzi jedynie o lęk przed torturami, sytuacja jest ciut inna. Ale na pewno nie ma dobrowolności czynu, co minimalizuje (albo wręcz przekreśla zupełnie) winę moralną...
W obu przypadkach winni tych czynów są ci, którzy torturami chcą wymusić na więźniach zeznania.
2. Jakoś trudno wyobrazić sobie opisaną przez Ciebie sytuację. Pierwszy odpada, wisi w powietrzu. Drugi stoi (wisi) na stanowisku. Po co ma odcinać tego, który odpadł? Nawet jeśli tamten wisi bezpośrednio na tym, który asekurował, nie na jakimś stanowiskowym haku, to ten człowiek nie musi nigdzie podchodzić. Powinien poczekać, aż kolega podejdzie do niego (to temu który odpadł potrzebne są pętle zaciskowe - albo przyrządy du wychodzenia po linie). Jeśli trzeba kolegę wyciągnąć (zakładając, ze ten który wisi jest poniżej tego który asekurował) potrzeba zablokować linę wpinając ją choćby do stanowiskowego haka (całkiem proste, jeśli został na linie jakiś luz), na nim zawiesić kolegę, a następnie zastanowić się jak kolegę wyciągnąć (albo opuścić). Że hak (haki) mogą wylecieć i zginą obaj? Po to sie związali. Żeby solidarnie walczyć o swoje życie...
Gdyby kolega dłuższy czas nie nadał oznak życia, to zostawienie go czy odcięcie (żeby zyskać linę do dalszej wspinaczki czy zjazdu) nie byłoby niemoralne. Pozostałby problem jak samodzielnie wygrzebać się z tarapatów...
J.