zagubiona
29.08.2006 13:01
Witam! Na początku proszę o ukrycie e-maila:)
W sumie nie mam żadnego konkretnego pytania, chciałam się podzielić moimi wątpliwościami z Kimś, kto obiektywnie na to spojrzy. Więc: zostałam wychowana w katolickiej rodzinie, chodzimy co niedzielę do Kościoła, do tej pory parę razy w roku do spowiedzi (rodzice mi tego nie nakazywali, każdy ma wolną wolę), ale od jakiegoś czasu moje poglądy trochę się zmieniły ;) Nie wierzę już bezgranicznie w to, co głosi Kościół, nie potrafię zgodzić się z niektórymi nakazami, zaleceniami... Dlatego nie mogę i nie chcę iść do spowiedzi, po prostu moje sumienie nie pozwala mi już nawet ten raz w roku iść i wyznać wszystko, skoro niektórych rzeczy nie żałuję i nie mogę obiecać poprawy. Wierzę w Boga, codziennie się modlę, staram się być dobrym człowiekiem, pomagać ludziom, a moje słabości staram się przełamywać... Lubię chodzić do Kościoła (jako miejsca, pomyśleć tam, pokontemplować...) Przykro mi, że nie mogę przyjąć Komunii, ale po prostu nie mogę, skoro takie jest nauczanie Kościoła, jakie jest. Mam 17 lat. Chciałabym w przyszłości wziąć ślub kościelny, mam nadzieję, że będzie to możliwe. Czy mam przeczekać ten trudny czas? Co się stanie jeślibym umarła w takim stanie? Skąd wiadomo, że rzeczy, które KK uznaje za ghrzech, faktycznie nim jest dla samego Boga?
Odpowiedź:
"Niektórych rzeczy nie żałuję i nie mogę obiecać poprawy"... "moje słabości staram się przełamywać"... "Przykro mi, że nie mogę przyjąć Komunii, ale po prostu nie mogę, skoro takie jest nauczanie Kościoła, jakie jest".... "Czy mam przeczekać ten trudny czas?"...
Tych parę zdań z Twojego pytania pokazuje, że chyba źle oceniasz swoją sytuację. Przede wszystkim widać, że tęsknisz za Bogiem, że chcesz być blisko Niego. To najważniejsze. I wskazuje, że nie jesteś złą osobą, która chce zła. Piszesz też, że pracujesz nad sobą mając przy tym nadzieję, że Twój problem zniknie. To wskazuje - wbrew temu co twierdzisz - na szczery żal. Tyle że chyba jesteś po prostu zrezygnowana. Nie masz sił albo ochoty zaczynać ciągle na nowo. Bo to naprawdę jest trudne...
Wszystko to wskazuje, że jednak dobrze by było, gdybyś do spowiedzi poszła. Bo póki co dajesz zwyciężać diabłu. Ulegasz znanej spowiednikom pokusie... uczciwości wobec Boga. Tak, to pokusa. Człowiek uwikłany w jakiś grzech, zwłaszcza grzech nieczystości, nie umiejąc sobie z nim poradzić, czasem nie rozumiejąc sensu taklich czy innych nakazów Kościoła (Boga) chce zaprzestać wysiłków myśląc, że przynajmniej nie będzie Boga więcej zwodził obiecując poprawę. Postawa taka wydaje się bardzo szlachetna. Tyle że dokąd prowadzi? Do stopniowego odchodzenia od Boga. Do zaprzestania wysiłkiu poprawy. Diabeł zwycięża... Musisz tę pokusę odrzucić. I podjąć trud ciągłego powstawania na nowo...
Co by się stało, gdybyś umarła w tym stanie? Kościół uczy, że kto umiera w grzechu śmiertelnym, czyli nie żałuje do śmierci popełnionego zła, skazuje się na wieczne potępienie. Sąd jednak należy do Boga. On najlepiej wie, czy ktoś dany czyn popełnił w pełni świadomie i w pełni dobrowolnie. No i czy jego postawa, czasem pełna rezygnacji, nie jest jednak wyrazem żalu... My, ludzie, wszystkiego nie wiemy. Inaczej traktujemy ewangeliczną jawnogrzesznicę, inaczej Judasza. Bóg zaś wie wszystko...
Skąd wiadomo, że co Kościół katolicki uznaje za grzech, jest nim rzeczywiście? To trudne pytanie, wymagające nieco szerszej odpowiedzi...
Chrystus obiecał, że pozostanie ze swoim Kościołem. "Jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata" (ostatnie zdanie Ewangelii Mateusza). Obiecał Kościołowi Ducha, który "doprowadzi go do całej prawdy" (to z Jana). Mówił o tym, że cokolwiek Piotr zwiąże na ziemi, będzie związane w niebie (to też z Mateusza)... Bóg naprawdę jest w Kościele i strzeże go przed błędami (ale nie grzechem).
Kościół swoją naukę moralną opieka na Piśmie Świętym i Tradycji. Zwłaszcza tej Tradycji pierwszych wieków. Największe, Jezusowe przykazanie miłości Boga i bliźniego tłumaczy bardziej szczegółowo, przypominając np 10 Bożych przykazań albo zasadę Jezusa "wszystko co byście chcieli, żeby ludzie wam czynili i wy im czyńcie". Tę niezmienną naukę musi czasem dostosowywać do zmieniających się warunków świata. Np. przykazanie "nie zabijaj" musi odnosić do dzisiejszej medycyny czy genetyki. Podobnie zmienia się nastawienie Kościoła do wojny. Dawniej, gdy dotyczyła zasadniczo żołnierzy, była to kwestia jej ucywilizowania. W czasach, gdy wojna oznacza przede wszystkim śmierć Bogu ducha winnych cywilów (bomba atomowa), trzeba się jej bardziej stanowczo przeciwstawiać.
W czasach biblijnych niektóre dzisiejsze problemy moralne po prostu nie istniały...
Tak w ciągu wieków teologia moralna zgłębia moralność ludzkich czynów. Stara się je widzieć w coraz szerszym świetle dostrzegając też ich dalekosiężne skutki. Bo np. wylanie ścieków do rzeki to pozornie nic takiego. Dopiero gdy stykamy się z problemem zanieczyszczenia środowiska na większą skalę, bijemy na alarm. Podobnie bywa na przykład z grzechami przeciwko czystości. Święty Augustyn pisząc o nich wskazywał, że pożar należy gasić, a nie rozniecać coraz bardzie licząc, że kiedyś sam zgaśnie. Bo wtedy zostaną już tylko zgliszcza.
Teologia moralna koncentruje się przede wszystkim na ocenie czynów samych w sobie. Czyli uczy co jest dobre, a co złe. Nie zapomina jednak, że konkretny czyn jest zawsze czynem konkretnego człowieka. Człowieka uwikłanego w różnorodne zależności. Zawsze uczy, że z grzechem ciężkim, uniemożliwiającym osiągnięcie nieba, mamy do czynienia tylko wtedy, gdy poważnie zły czyn (czyn sam w sobie) popełnia ktoś w pełni świadomie i w pełni dobrowolnie. Tej pełnej świadomości i dobrowolności czasem nie sposób ocenić. Wiemy to np. oceniając dziś samobójców. Podobnie jednak jest i z innymi grzechami. Tyle że człowiek sam siebie nie powinien zbyt łatwo rozgrzeszać mówiąc „miałem trudne dzieciństwo, więc dlatego to, że pobiłem gościa nie było grzechem ciężkim”. Tyle że sąd należy zawsze do Boga…
Możesz mieć do Kościoła zaufanie. Jego nauka jest ostrożna i wyważona, poparta doświadczenie wieków i dalekowzroczna. Niech jednak surowy osąd jakiegoś czynu przez teologię moralną nie powstrzymuje Cię przed ciągłym powstawaniem i powracaniem do Boga. Bo o to właśnie chodzi, byśmy nie tyle umieli nazwać zło, ale także je odrzucać…
Na koniec jeszcze jedno. Napisać Ci, że Bóg Cię kocha, to truizm. Tyle, że to prawda. On nigdy się nie brzydził człowiekiem. Nawet takim, którym inni pogardzali…
J.