Gość 03.12.2023 11:47

W przynajmniej dwóch katechizmach i podręcznikach teologii moralnej czytałem, iż od powinności jawnego przeproszenia osoby skrzywdzonej są zwolnieni ludzie, którzy sprawują jakąś formę władzy nad taką skrzywdzoną osobą. Jednocześnie w owych źródłach jest napisane, że w takim razie powinno się być bardziej/szczególnie uprzejmym dla takiej osoby (w domyśle miało by być to pewnym "zamiennikiem" jawnych przeprosin). Rozumiem, że w tak wyrażonej zasadzie chodzi o to, by jawne przeprosiny nie rozzuchwalały skrzywdzonego a w efekcie nie prowadziły do destabilizacji sytuacji np. w danym miejscu pracy (skrzywdzony wcześniej pracownik mógłby ośmielony jawnymi przeprosinami "lenić" się w pracy, buntowac innych, itd).

A co w sytuacji, gdy ani jawne przeprosiny ani nawet okazywanie szczególnej uprzejmości nie wydają się być roztropnym sposobem na naprawienie krzywdy przez siebie wyrządzonej? Na przykład, gdy było się niegdyś dla danej osoby zbyt obcesowym, szorstkim czy nieuprzejmym, ale przeproszenie czy okazywanie szczególnej uprzejmości takiemu człowiekowi mogłoby doprowadzić do tego, że taka osoba oczekiwałaby, iż będzie się ją utrzymywać, sprowadzając się komuś do jego małego mieszkania i destabilizując przez swe niezrównoważenie psychiczne sytuację w danym miejscu? Owszem, teoretycznie można by powiedzieć coś w rodzaju "Należy przeprosić ale jednocześnie jasno nakreślić granice, np. powiedzieć, że nie ma mowy o wspólnym mieszkaniu" jednak w praktyce takie przeprosiny mogłyby tylko pogorszyć wzajemne relacje obu stron.
Co należałoby radzić w tym podobnych okolicznościach?

Odpowiedź:

Myślę, że sytuacja o której piszesz nie jest tą opisaną w owych podręcznikach, gdy chodzi o przeproszenie ze strony tego, kto ma nad innym jakąś władzę... Zresztą "jawnie przeprosić"... W wielu wypadkach, nie tylko w sytuacji jakiejś zależności, wystarczy to "przeproszenie nie wprost". Najważniejsze zaś jest naprawienie wyrządzonej krzywdy. Co po "przepraszam, ale"? Ale z tą krzywdą, która ktoś wyrządził trzeba się już pogodzić? Co po miłym odnoszeniu się, gdy w każdej chwili może przyjść następny cios, bo krzywd nie trzeba naprawić?

A w Twojej sytuacji... Niewiele o niej wiem. Nie wiem na przykład ani dlaczego czujesz się wobec tej osoby kimś, nad kimś masz władzę, ani na czym polegała wyrządzona jej krzywda, za którą powinnaś przeprosić. Moje rady mogą więc być jak kulą w płot. Nie wydaje mi się też na przykład, by przeprosiny za "bycie zbyt obcesowym, szorstkim czy nieuprzejmym" musiały wiązać się z przyjęciem do domu. Widzę, że po prostu mnóstwa rzeczy o tej sprawie nie wiem.

Na tyle na ile ogólnie mogę coś powiedzieć... To powtórzę: nie widzę powodu, by za bycie "zbyt obcesowym, szorstkim czy nieuprzejmym" przepraszać przyjmowaniem kogoś pod swój dach, Skoro to osoba, która zaburzy spokój, Twój (rodziny), to na pewno nie trzeba się na coś takiego narażać. Człowiek ma prawo kochać też siebie i nie chcieć być blisko z kimś, kto uprzykrza nam życie. Trochę inaczej byłoby w wypadku męża czy dziecka... Ale nie wiem. Chyba najlepiej będzie porozmawiać ze spowiednikiem, wyjawiając mu o co dokładniej chodzi...

J.

 

 

 

 

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg