Piotr 17
18.08.2005 22:20
Mam 17 lat, z moja wiarą nie jest najlepiej... Co prawda jestem w Kościele co niedziela, jednak w dni powszednie to kompletnie nie potrafię żyć tak jak uczy religia. Kiedy po spowiedzi odczuwam chęć poprawy, jednak bardzo szybko, w realiach życia codziennego uchodzi ona ze mnie... Kiedy z całą swoją starannością i uczciwością staram się zagłębić w sobie wiarę, np. poprzez czytanie Ewangelii itp. to szybko się zniechęcałem lub wpadałem w przesadę i zachowywałem się iście po "faryzejsku"... Kiedy szukam odpowiedzi na pytania o charakterze fundamentalnym dotyczącym np. wskazówek w pokonywaniu życiowych problemów w sposób chrześcijański, tzn. zgodnie z nauką Kościoła, to natrafiam na bardzo niekomunikatywne teksty, które mnie tylko zniechęcają... A pytanie brzmi: Co mam robić??
Odpowiedź:
Łatwiej radzić komuś, kogo się choć trochę zna... Wydaje się jednak, że po prostu nie powinieneś się zniechęcać. Dalej regularnie chodź na Mszę, módl się, pogłebiaj swoją wiarę nie przejmując się małą komunikatywnością (?) tekstów, które czytasz. Z biegiem czasu staną się jaśniejsze...
A co do faryzejskiego zachowania... Panuje w tym względzie pewne nieporozumienie. Otóż myli się dwie rzeczy: prawdziwą postawę faryzejską z postawą pragnącego się nawrócić grzesznika. Faryzeuszem (w naszym dzisiejszym rozumieniu tego słowa) jest ten, kto głosi co innego i żyje inaczej. Ale - co bardzo istotne - tylko wtedy, jeśli nie zamierza niczego zmieniać. Jest po prostu fałszywy. Nie jest natomiast postawą faryzejską sytuacja, kiedy nie dorastam do swoich ideałów. Mam je, ale nie wychodzi mi realizowanie ich w życiu. Jestem słaby i upadam. Wielu w takich sytuacjach rezygnuje z trudu stawania się lepszym. Niby w imię tego, by nie być faryzeuszem. Tak naprawdę, świadomie czy nie, rezygnując z pracy nad sobą rezygnują z szansy stania się lepszym, z realizacji swoich ideałów. Skazują się na bylejakość...
Lepiej starać się dorosnąć do swoich ideałó, niże z nich zrezygnować....
J.