09.02.2005 18:53
1.Wiara (nie tylko w sensie religijnym, ale wiara w ogle) ma sens wtedy, gdy wierzymy komuś wiarygodnemu. Jeśli notoryczny kłamca o czymś mi mówi, uwierzenie mu byłoby naiwnością. Jeszcze bardziej bezsensowna jest wiara w coś, co sama sobie wymyślę. Jeśli zaś o czymś mówi mi przyjaciel, wiem, a raczej wierzę, żę mogę mu zaufać (choć 100 procentowej pewności nie mam przecież). A komu wierzę wierząc, że istnieje Bóg? Bo wielu ludzi w hostorii w różne rzeczy wierzyli. Starożytni Grecy wierzyli w bogów, ale sami sobie ich wymyślili. Uwierzyłam kiedyś koleżance, która - jak się potem okazało - kłamała. Jak jest z wiarą w Boga chrześcijańskiego? Komu wierzę wyznając, że On jest? Od tego, komu wierzę, przecież zależy sens wiary. A przecież jest to wiara w Boga, a nie wiara Bogu - bo Boga nie widzę i nie słyszę, nie mówi do mnie bezpośrednio, abym mogła Mu (i przez to w niego) uwierzyć. 2.Refleksja nad rzeczywistością jednych prowadzi do wiary, inych do ateizmu. Przy czym łatwiej przyjąć postawę wiary - bo ludzie pragną sensu. Jeśli Bóg jest - to jak to w ogóle możliwe, że istnieją ateiści? Przecież to nie jest tak że oni wiedzą żę jest Bóg i mówią Mu "nie". Oni nawet jego istnienia nie uznają, i to nie ze złej woli. Czy to nie czyni postawy wiary mniej wiarygodną, że istnieje tak wielu ludzi którzy również szczerze szukając prawdy - odrzucają istnienie Boga - celowo nie piszę o odrzuceniu Boga, ale o odrzuceniu istnienia Boga, bo nie można odrzucić Kogoś, o kim nie wie się, czy istnieje.