szukająca
30.12.2003 20:47
Szczęść Boże! Jestem mężatką. Flirtowanie nigdy nie uważałam za coś złego, ale po ślubie zaczęły się rodzić we mnie pewne wątpliwości czy to jest moralnie złe czy nie ( chodzi oczywiście o flirtowanie z innymi ludźmi, nie z moim mężem). Niedawno natrafiłam na rachunek sumienia, w którym było napisane, cytuję: "Byłem wobec współmałżonka niewierny (znajomości, flitry)". I tu rodzą się pytania. Czy jeżeli po ślubie flirtowałam z innymi mężczyznami (nie było to jakieś obiecywanie niewiadomo czego), to czy to jest równoznaczne z tym że nie dotrzymałam przysięgi małżeńskiej? Przyznam się, że takie postawienie sprawy zjeżyło mi włosy na głowie. Do tej pory myślałam, że słowo "wierność" znaczy to, aby nie zdradzać z innymi osobami i aby szczerze kochać. Czy niedotrzymanie przysięgi jest w tym wypadku grzechem ciężkim?
Odpowiedź:
Flirt jest pojęciem dość nieostrym i może oznaczać wiele różnych zachowań. Jeśli flirtowanie nie doprowadziło do małżeńskiej zdrady, to na pewno nie było złamaniem przysięgi. Problem tkwi w tym, że niewinny flirt często przygotowuje drogę do zdrady. Może więc być grzechem w takim stopniu, w jakim faktycznie był zagrożeniem dla Pani wierności małżeńskiej.
Pisze Pani, że nie było to „obiecywanie nie wiadomo czego”. Można wnosić, że zdecydowanie nie godziła się Pani na jakiekolwiek złamanie wierności małżeńskiej. W takim wypadku raczej trudno mówić o grzechu, a już na pewno nie ciężkim. Na przyszłość proszę tylko pamiętać o owej możliwości przygotowania zdrady (a więc grzechu ciężkiego) przez z pozoru niewinny flirt...
Pozostaje jeszcze kwestia ewentualnych nieczystych pragnień czy myśli, które mogą rodzić owe flirty, ale wydaje się, że nie ma potrzeby o tym Pani pisać...
J.