Gość677 12.04.2022 01:44
Witam
W styczniu byłam u spowiedzi generalnej
Po niej pojawiło mi się wiele wątpliwości czy była na pewno ważna ale końcowo jakoś sobie z tym poradziłam i uznałam że tak, ona była ważna
Tylko że teraz po tych kilku miesiącach nagle coś mnie tknęło i poczułam w środku się jakaś taka dobita
(...)
Niby wsyztsko wydaje się być dobrze ale jednocześnie ten ciężar grzechu dalej na mnie pozostaje i pojawia się starych przed straszna kara po śmierci...
Cóż powiedzieć... Trzeba chyba zacząć od tego, że w spowiedzi na pierwszym miejscu jest żal, nie to, że zgrabnie nasze grzechy ponazywamy i ze wszystkimi szczegółami wyznamy. Wydaje mi się, że nie ma takiego wyznania grzechów, które nie można było przeprowadzić lepiej. Ale to nie jest ważne: ważne, że żadnego ciężkiego grzechu nie zataiłaś. Zauważą zresztą, że człowiek zawsze jest w tej sprawie na straconej pozycji: nie pamięta dokładnie całej spowiedzi, prawda? Mógł wszystko powiedzieć dobrze, a po czasie dopiero nabierać wątpliwości. A nie jest tego w stanie sprawdzić, prawda? Ważne jest więc to, że wtedy szczerze wszystko wyznałaś, nie wątpliwości, które pojawiły się później. To sprawa podstawowa.
Po drugie... Wydaje mi się, że te obawy po spowiedzi to często sprawka jakiegoś splotu naszych ułomności i działania szatana. No bo zobacz: zamiast się cieszyć po spowiedzi, boisz się. Boisz się, że nie zadowoliłaś tą spowiedzią Boga, że On dalej chce Cię wtrącić do piekła. Komu może zależeć, żebyś tak myślała? Komu może zależeń, być zwątpiła, że możesz zyskać odpuszczenie grzechów? Przecież nie Bogu, prawda?
I teraz związane z tym trzecie... Do oceny tego, czy spowiedź była dobra czy ne mamy rozum. I ten rozum, poza małymi wątpliwościami, podpowiada Ci, ze spowiedź była zasadniczo dobra. Tym się więc kieruj, a nie lękiem. Jakaś wewnętrzna radość, pokój, nie muszą się wiązać z dobrze odprawioną spowiedzią. Zwłaszcza jeśli pojawia się coś, o czym pisałem w "po drugie". A czasem bywa i tak, że dobre samopoczucie nie ma nic wspólnego z prawym życiem. Nie kieruj się więc w ocenie własnych grzechów, ważności spowiedzi i temu podobnych uczuciami. Do oceniania tych spraw jest rozum. Uczucia często mylą...
Podsumowując powyższe: odrzuć obawy i lęki. Nie czujesz się świetnie? Ciągle wydaje Ci się, że Bóg nie mógł Ci przebaczyć? To tylko niepotrzebne, nieracjonalne lęki. Wszystko jest w porządku.... A jak się tych lęków pozbyć? Czasem pomaga jakaś dodatkowa pokuta. Ot, choćby dodatkowo jedna dziesiątka różańca dziennie. Albo np. podjęcie jakieś choćby drobnej służby. Na przykład bez szemrania przyjęte domowe obowiązki, czasem wyręczenie kogoś... Swego czasu na Wielki Post postanowiłem sobie, że ilekroć zajrzę do redakcyjnej kuchni i zobaczę, że trzeba zająć się ekspresem do kawy (dolać wody, wyrzucić fusy) to zrobię to nie zależnie od tego, czy przyszedłem po kawę czy akurat miałem robić herbatę... Drobiazg, pewnie coś podobnego tez możesz w swoim życiu znaleźć...
Co do tych Twoich wątpliwości... Najpierw że niby coś powiedziałaś niewyraźnie. Spokojnie: jeśli ksiądz nie zrozumiał, mógł dopytać. Może coś zrozumiał ale zobaczył też, że bardzo się wstydzisz. I dlatego nie kazał CI niczego powtarzać. Wszystko jest w porządku...
Druga sprawa, potem coś oceniłaś jako grzech ciężki... Normalnie w takim wypadku należy powiedzieć o tym grzechu przy następnej spowiedzi wyjaśniając dlaczego się poprzednio go nie wyznało (w tym wypadku nie było to zapomnienie, ale inne "zakwalifikowanie czynu". Mocno mi się jednak wydaje, że ten Twój grzech był pewnie jakimś szczegółowym przypadkiem wielu innych, z których się ogólniej spowiadałaś, prawda? Nie wiem, ale czytając co pisałaś wydało mi się, że mogło tak być. W takim wypadku nie trzeba nic powtórnie wyjaśniać. Ot, gdy ktoś spowiada się z nieczystych myśli nie musi mówić że raz myślał tak, drugim razem inaczej...
Głowa do góry...
J.