Gość 15.10.2021 19:14
Szczęść Boże!
Chciałbym podzielić się wątpliwościami, które zajmują mnie przez ostatnie dni, dotyczącymi spowiedzi, którą odbyłem w zeszłym roku.
Była to moja pierwsza spowiedź od piętnastu lat, a poprzedzała ją ciężka walka wewnętrzna, rozpacz, zaburzenia lękowe i kilkudniowa bezsenność. Nie myślałem wtedy zbyt jasno ani obiektywnie.
Moje wyznanie było takie: piętnaście lat temu odwróciłem się od Boga i Kościoła, a zamiast tego ubóstwiłem własną racjonalność i ambicję. Pół życia to jeden wielki grzech bluźnierstwa i bałwochwalstwa. Potem, wśród łez, opowiedziałem trochę o tym, jak rujnujący był to ruch na różnych płaszczyznach życia. Nie spodziewałem się dostać rozgrzeszenia.
Odpowiedź spowiednika była jednak bardzo serdeczna i akceptująca. Rozgrzeszenie dostałem.
Od tamtego czasu chodziłem do kościoła, spowiadałem się i przyjmowałem Komunię. Niestety, z przerwą na covid. Kiedy już na spokojnie przygotowywałem się do kolejnych spowiedzi, to tamtą przełomową zaczynałem rozpatrywać trochę krytycznie. Do podstawowych zasad dobrej spowiedzi, jakie przeczytałem, należało: mówić o konkretnych czynach, a nie rozwodzić się nad stanami wewnętrznymi. Ponadto z poprzedniego okresu bałwochwalstwa wyłaniały się okropne szczegóły, szczególnie zainteresowanie satanizmem i magią.
Na pojawiające się w głowie zarzuty, że nie dość dokładnie wypunktowałem te winy, że spowiedź mogła być nieważna, a Komunia świętokradzka, przez ostatni rok odpowiadałem, że winę wyznałem tak, jak wtedy potrafiłem, nie miałem intencji niczego zatajać ani kryć się za półsówkami, grzechy są odpuszczone i do tego nie wracamy. To jak dotąd skutecznie uciszało niepokój.
Jednak w zeszłym tygodniu zarzuty te nabrały na mocy, a ja utraciłem pewność swojej odpowiedzi. W obawie o świętokradztwo nie przystąpiłem do Komunii w tą niedzielę.
Świtał mi też pomysł ponownego wyspowiadania się z tamtych czasów asekuracyjnie, dla świętego spokoju, to jednak sprzeciwia się przecież innej zasadzie spowiedzi: grzechów nie wyznajemy drugi raz, bo to grozi skrupulanctwem i kwestionuje moc sakramentu.
Przez ten tydzień usilnie modliłem się o właściwe rozeznanie, a także o komunię duchową. Dzień po dniu w tym konflikcie między oskarżeniem, a wybaczeniem, wybaczenie stopniowo brało górę, a mnie wracał spokój, pomimo okazjonalnych zwątpień.
Czy cierpię na skrupulanctwo? Z powyższej historii, jak i w ogóle z mojego neurotycznego usposobienia, wydaje mi się, że może tak można nazwać moją sytuację, choć jasne, że przecież nie do mnie należy wystawienie sobie takiej diagnozy.
A może to nie zwykłe skrupuły, a rzeczywisty grzech zatajenia? Czy muszę pędzić do spowiedzi generalnej?
Moim zdaniem możesz spokojnie cieszyć się pojednaniem z Bogiem. Nie martwiąc się, że spowiedź była zbyt mało szczegółowa. Przedstawiłeś stan w którym byłeś, nakreśliłeś obraz i to w takiej sytuacji jest najważniejsze. Zwróć uwagę: to była spowiedź po 15 latach. Całkiem zrozumiałe, że ten czy ów czyn mógłby Ci się nie przypomnieć. Nie byłbyś zresztą chyba w stanie powiedzieć o wszystkim. Dlatego nie ma powodu by wątpić w to, ze uzyskane rozgrzeszenie było ważne. Nie daj się wepchnąć w skrupuły ciągłym powracaniem do przeszłości.
Zresztą... Wysnujmy pewną analogię. Jak z grzechów przeciwko 6 przykazaniu miałaby się spowiadać osoba, która przez 15 lat trudniła się nierządem? Jest oczywistym, że nie jest w stanie opowiedzieć wszystkiego. Lakoniczne wyznanie "przez 15 lat trudniłam się nierządem" ujmuje cała istotę sprawy. Bez rozważania z kim i jak. I jeśli w takim wyznaniu trzeba by koniecznie coś dopowiedzieć, to raczej to wszystko, co w tych okolicznościach dotyczyło innych przykazań. Np. gdyby chodziło też o okradanie klientów, szantażowanie i temu podobne...
Wszystko jest więc OK. Spokojnie spowiadaj się tylko z grzechów popełnionych od ostatniej spowiedzi...
J.