Gość 14.10.2021 22:02

Kogo mam kochać bardziej: Boga czy drugiego człowieka? W jednej z książek (napisanej przez duchownego) przeczytałem, że należy kochać bardziej Boga. Ale czy to do końca sprawiedliwe i dobre? Czy to nie spycha drugiego człowieka na dalszy tor? Przecież gdy kochamy drugiego człowieka to kochamy Boga, bo od Niego pochodzi miłość. Co uważa Odpowiadający?

Odpowiedź:

Wszystko sprowadza się do zrozumienia na czym polega miłość do bliźniego. Ot, pytanie: czy jeśli jeśli jestem strażakiem, który może pomóc człowiekowi wyjść z ognia to czy będzie miłością bliźniego, jeśli na jego wyraźne żądanie zostawię go w ogni, by się udusił a potem spalił.

Chodzi o to, że prawdziwa miłość bliźniego jest też zawsze prawdziwą miłością Boga. A myślenie, że czasem trzeba by bardziej kochać bliźniego biorą się z niezrozumienia co jest dla człowieka naprawdę dobre. Podam przykład.

Ot, jest sobie oszust. Nie taki drobny, ale ktoś kto różnymi sposobami naciąga ludzi na spore tysiące. Krzywdzi nie tylko bogatych, ale i staruszki, które zwiedzione jego oszustwami powierzają mu swoje oszczędności. Załóżmy że to mój dobry znajomy, że odkrywam co robi. Co powinienem w imię miłości bliźniego zrobić? Pozostawienie tego wszystkiego bez choćby upomnienia sprawi, że skrzywdzonych zostanie wiele kolejnych osób. A oszust prawdopodobnie wcześniej czy później trafi za kratki. Czy będzie przejawem miłości bliźniego, że nic znajomemu nie powiem? Czy będzie przejawem miłości bliźniego, jeśli to tak zostawię?

Podobnie jest w wielu sprawach. Jeśli komuś, kto zabija - np. nienarodzone dziecko - uświadamiam co robi, to nie jest to brak miłości bliźniego, ale właśnie miłość. Do tych nienarodzonych dzieci, owszem, też, ale i do sprawcy takich czynów. Przecież za takie postępowanie przy braku nawrócenia może trafić do piekła, prawda?

Albo powtórne związki po rozwodzie. Nie chodzi o to, by człowiekowi wiecznie przypominać, że jest grzesznikiem. Kim jednak jestem, gdy uspokajam jego sumienie -niby w imię miłości bliźniego - gdy mówię, ze tak jest dobrze, że Bóg coś takiego popiera. Przecież Bóg powiedział "nie cudzołóż", prawda? Łamanie tego przykazania może skończyć się piekłem...

Podobnie np. w kwestii związków homoseksualnych. Z całym szacunkiem dla tego, kto jest homoseksualistą, nie mogę mówić, że to nic takiego, że trzeba być nowoczesnym. Bo Bóg powiedział w swoich przykazaniach coś innego. I człowieka, który takich czynów się dopuszcza, czeka sąd.

To po pierwsze. Po drugie, podobnie jest, gdy inni próbują mnie odwieść od miłości Boga. Ot, wyśmiewają moją wiarę, namawiają do łamania przykazań. W tym wypadku też byłoby to wybranie fałszywej miłości. Jeśli kocham bliźniego nie będę udawał, że lekceważenie Boga jest postawą rozsądną. Właśnie w imię miłości bliźniego trzeba swoim postępowaniem takim ludziom uświadamiać: jest Bóg, trzeba się z Nim liczyć. Bo tylko On może dać życie wieczne. Nie będzie miłością do nich, jeśli będę im przyklaskiwał w ich lekceważeniu Boga....

A gdy chodzi o wybór drogi życiowej - do zakonu albo w małżeństwo? I tu sprzeczność jest pozorna. Miłość do męża, żony jest przecież miłością do Boga. Bóg nie żąda, by krzywdzić. Jeśli sprawy między dwojgiem ludzi zaszły już tak daleko, że pójście do zakonu byłoby krzywdą dla tego człowieka, to oczywiście nie tego chce Bóg....

Najważniejsze więc: między miłością Boga a autentyczną miłością bliźniego nie ma sprzeczności. Utwierdzanie człowieka w jego złym postępowaniu, rzekomo po to, by go nie zranić, nie jest miłością bliźniego. Co doskonale rozumiemy gdy chodzi np. o molestowanie małoletnich, ale czego nie chcemy zrozumieć w innych wypadkach. Jeśli wydaje mi się, że muszę wybierać między miłością do człowieka a miłością do Boga to najpewniej nie pojąłem na czym miłość do bliźniego powinna polegać.

J.

 

 

 

 

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg