PD 28.02.2017 17:57
Mam pytanie dotyczące myśli i wyobrażeń współżycia w małżeństwie. Od dłuższego czasu męczy mnie tekst o. J. Szyrana w którym pisze on o fantazjach seksualnych w małżeństwie: "Osobliwą sytuacją jest kwestia fantazji seksualnych, których przedmiotem jest osoba współmałżonka. Chociaż niektórzy próbują usprawiedliwiać tego rodzaju marzenia, to jednak ze względu na uprzedmiotowienie współmałżonka oraz brak relacji osobowych (obraz nie jest rzeczywistą osobą), relacja taka ma charakter grzeszny. Ponadto należy przypomnieć, iż każde poruszenie seksualne, nie znajdujące swego naturalnego rozładowania w akcie seksualnym, może prowadzić do aktów masturbacyjnych". Moim skromnym zdaniem popełnia on jednak kilka zasadniczych błędów. Po pierwsze owszem można uprzedmiotowić małżonka w myślach i jest to oczywiście złe, ale można to zrobić właśnie dlatego, że owo wyobrażenie nie jest fantomem, ale częścią osobowej relacji (fantomu - przedmiotu, nie można przecież uprzedmiotowić). Ponadto gdy wyobrażam sobie żonę (w dowolnym kontekście), to wbrew temu co pisze o. Szyran w swoim artykule nie myślę tylko o jej wyglądzie, ale o całej osobie, z jej charakterem, emocjami, troskami i wszystkim co jej dotyczy. Gdyby zresztą przyjąć, że wyobrażenie człowieka to tylko "fantom" to niemoralne byłoby również marzenie o wakacjach z przyjaciółmi - w myśl tego sposobu rozumowania zostaliby sprowadzeni do przedmiotu sprawiającego przyjemność. Mam też wrażenie, że stwierdzenie iż każde poruszenie w strefie seksualnej może prowadzić do masturbacji zdradza pewien brak rozeznania tego co dzieje się w umyśle małżonka. Owszem poruszenie w sferze seksualnej może doprowadzić do masturbacji, tak jak prowadzenie samochodu może doprowadzić do wypadku, niemniej będąc mężem od kilku lat nauczyłem się już dość dobrze rozróżniać kiedy ewentualne pobudzenie staje się nadmierne (mowa cały czas o pobudzeniu pod wpływem bodźców wewnętrz-małżeńskich, że się tak wyrażę). Nawet jednak, jeżeli staje się nadmierne, to człowiek nie jest zwierzęciem i w moim wypadku takich konsekwencji o jakich pisze o. Szyran nigdy nie było. W przeważającej większości przypadków tego typu wyobrażenia, mające raczej charakter planowania współżycia wywołują raczej uczucia czułości lub niewielkiego pobudzenia, którego nawet nie trzeba jakoś opanowywać, bo mija samo wraz z myślami. Na koniec: o. Szyran pisze, że "niektórzy" są odmiennego zdania. Ci "niektórzy" to m.in. ks. Kokoszka, autor cytowanego tu często podręcznika teologii moralnej, ks. Sporniak, Ks. Pierzchalski i mój spowiednik. W zasadzie podchodząc do sprawy merytorycznie jestem pewien, że o. Szyran się myli, z drugiej strony nie daje mi ta myśl spokoju. Czy zdaniem Odpowiadającego mogę po prostu uznać opinię o. Szyrana (jak by nie patrzeć doktora teologii) za błędną i przejść nad nią do porządku dziennego?
Hmmm... Mnie uczono tak: skoro współżycie w małżeństwie nie jest grzechem, to i jego pragnienie czy planowanie grzechem być nie może. Oczywiście jeśli chodzi o faktycznego współmałżonka, a nie jakiegoś wydumanego, kiedy człowiek w związku małżeńskim jeszcze nie jest. Także wspominanie takiego współżycia, które kiedyś - także w małżeństwie - miało miejsce grzechem nie jest. Jasne, tego typu myśli mogą prowadzić do grzechu. Ale skoro nie prowadzą, to nie widziałbym tu najmniejszego problemu...
J.