Gość 16.11.2014 22:41

1. Do kiedy "można" się spóźnić na Mszę Świętą, żeby móc godnie przyjąć Komunię Świętą? Nie piszę tego tutaj dlatego, że np. "nie chce mi się być na całej Mszy, dlatego się spóźnię, ale tak, żeby móc przyjąć Komunię." Ostatnio zdarzyła mi się taka sytuacja, że za późno wyszłam z domu i weszłam do Kościoła dopiero na pierwsze czytanie, nie poszłam do Komunii, jednak na inną Mszę spóźniłam się mniej - przyszłam przed spowiedzią powszechną - wtedy już pozwoliłam sobie pójść. Czy to był grzech?
2. Czy coś niepokojącego dzieje się z człowiekiem, kiedy po spowiedzi jest przygnębiony, a z czasem czuje się coraz lepiej. Krótko mówiąc: im dłuższy czas od spowiedzi tym więcej rzeczy udaje mu się zrobić - jest weselszy, cieszy się życiem. Ostatnio zauważyłam, że spowiedź mnie bardzo przytłacza Jak już coś złego zrobię to od razu staram się za to żałować, przepraszam Boga i czuję, że jest zdolny przebaczyć mi mój grzech. Czuję również potrzebę spowiedzi, ale wolałabym się spowiadać sama przed krzyżem, albo przed samym Jezusem, który rozumie moje obawy, problemy i zna mnie jak nikt. Trudno jest mi pojąć, że w konfesjonale czeka na mnie sam Chrystus, a nie ksiądz, który nie zawsze jest życzliwy w stosunku do penitenta, a przez to odrzuca od spowiedzi.

Odpowiedź:

1. Człowiek powinien wyjść tak, żeby dojść punktualnie. Ale jeśli spóźnianie się to jakieś sporadyczne wypadki, na pewno nie ma grzechu ciężkiego.

2. Ze spowiedzią bywa różnie. Nawet tą dobra. jedni czują się po niej lepiej, inni nie. Raz spowiednik doradzi lepiej, raz gorzej, a innym razem zupełnie nie zrozumie. Ale nijak to nie świadczy jakoś o tym, który się spowiada. Ot, tak bywa i tyle...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg