Asia 24.05.2013 22:19
Mam bardzo pomysłową klasę (jestem w gimnazjum). Ostatnio przestawiliśmy zegar w sali o kilka minut do przodu żeby wcześniej skończyć lekcję. Nauczycielka jak weszła nie skapnęła się że jest przestawiony i lekcja była krótsza o te kilka minut. Nie słyszałam o jakichś poważnych konsekwencjach tej sytuacji, tylko klasa która miała potem lekcję w tej sali zaczęła ją trochę wcześniej, bo nauczycielka patrzyła na tamten zegar. Były jeszcze inne skutki ale takie prawie niezauważalne, właściwie ta sytuacja nikomu nie zaszkodzìła. Ja nie miałam dużo wspólnego z tym pomysłem, tylko tyle że nie protestowałam i cieszyłam się z innymi z dłuższej przerwy. No i własnie nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Czy klasa/ja zrobiliśmy coś złego? Czy to był grzech? Mój też?
Zastanawiam się też nad innymi pomysłami uczniów. Na przykład specjalne wolne iście na kolejną lekcję żeby było ryzyko że się spóźnimy ze 3 minuty (całą klasą) albo przezwiska nauczycieli używane między uczniami nie żeby kogoś obrazić tylko gdy tak się przyjęło w szkole (nie będę przecież krytykować kolegów za każdym razem kiedy nazwą nauczyciela po przezwisku między sobą).
I jeszcze prace domowe: spisanie jakiegoś zadania kiedy np. ma się wszystkie inne albo zawsze się odrabia a wyjątkowo naprawdę nie miało się czasu, umawianie się z innymi np. jeden robi na jutro to zadanie z matmy, drugi to a trzeci ćwiczenia z historii (w wyjątkowych sytuacjach np. nawałnica sprawdzianów)... albo np. w pracy domowej jest ,,dowiedz się co znaczy słowo..." ale nie napisane jak się dowiedzieć to spisanie od kogoś lub zadanie pytania np. na zadane.pl, dawanie kolegom do spisania pracę domową kiedy prosi chociaż to złe ale bycie niemiłym to też źle. Czy te rzeczy są złe, czy są grzechami?
Uff, ale się napisałam, ta szkoła jest taka zagadkowa... Dziękuję za odpowiedzi i pozdrawiam :)
1. Kawał z przestawieniem zegara trudno uznać za jakieś zło, zwłaszcza znaczące. Nie przejmuj się. Ale.. Dzwonków w już w szkołach nie ma? To same się proszą o takie numery...
2. W wolnym dochodzeniu na lekcję odpowiadający też nie widziałby grzechu. Chwalebne to nie jest, ale żeby zaraz złe...
3. W używaniu ksywek nauczycieli nie ma zła. Chyba że jakaś jest złośliwa, poniżająca.
4. Co do zadań... Ze spisania tego zadania z "dowiedz się" odpowiadający w ogóle by nie robił problemu. Odpisanie od kolegi jest też metodą dowiedzenia się. Co do reszty, jeśli zdarza się to sporadycznie albo na zasadzie podziału zadań, to większego problemu tez nie ma. Gorzej gdyby zdarzało się prawie zawsze. Bo wtedy byłoby popieraniem lenistwa.. Ale...
Wydaje mi się jednak, że ta sprawa to fragment poważniejszych problemów. Akurat nie leniwych uczniów, ale szkoły. Tak teoretycznie: ile masz codziennie zajęć w szkole? W dawnych czasach bywało zazwyczaj 6. Co bez wolnych sobót (nie było ich) dawało 36 godzin w tygodniu. Potem tę liczbę zwiększano, bo sobota zrobiła się wolna. Z mojego doświadczenia szkolnego wiem (ale nie uczyłem w gimnazjum), ze często było to 6-7 godzin. Choć bywało i więcej. To mało?
Dorośli mają 8-godzinny dzień pracy. Albo 40godzinny tydzień. Wy jesteście młodsi. Szkoła jest trudna. Ile jest tych zajęć w tygodniu? 35 godzin? W takim razie zadań domowych powinno być maksimum na dodatkowych pięć godzin. Bo - przepraszam że to mówię - żyć też trzeba. Człowiek potrzebuje odpoczynku, a nie wypełniania różnych obowiązków od rana do wieczora. Jasne, dodatkowe obowiązki w postaci pomocy w domu w to się nie liczą. Ale "pracy" na pewno nie powinno być więcej niż tych 40 godzin tygodniowo. A jeśli zadań jest sporo, jeśli wymagają one dużo czasu, do tego dochodzi konieczność nauczenia się na sprawdziany.... Podejrzewam, że gdyby ktoś chciał wszystko sumiennie wypełniać, 40 godzin w tygodniu by mu nie wystarczyło.
Do czego zmierzam? Uważam, ze taki system demoralizuje młodych, bo uczy ich kombinowania. Wam trzeba stawiać realne wymagania. Takim, którym możecie podołać przez te 40 godzin w tygodniu Czyli, jeśli w szkole jesteście 7 godzin dziennie, maksimum godzinę dziennie powinniście poświęcać na zadania (nie wiem czy wliczać w to lektury, ale niech już będzie że nie). Wymaganie od was, byście jak woły robocze pracowali (bo uczenie się jest racą i to trudną) ponad 40 godzin w tygodniu to jakiś absurd. I nic dziwnego, ze się przed tym bronicie kombinując jak się da. A jeśli jesteście w tym solidarni, dzielicie się pracą - moim zdaniem wszystko w porządku.
J.