W. 22.11.2012 17:36
Witam,
Parę kwestii w sprawie piractwa nie daje mi spokoju, były te tematy już nieraz poruszane ale:
1. Odpowiadający wspominał ze jeśli producent nie daje zabezpieczeń do oprogramowania to niejako 'pozwala' korzystać bez posiadania oryginału. Obecnie potrzebna jest aktywacja ale jeśli ją można bez większych przeszkód ominąć i opis tego można przeczytać na portalach it? Gdyby to było naprawdę krzywdzące dla Microsoftu to chyba nie pozwolili by na to? (...)
Opis można także znaleźć na stronie uczelni, gdyby faktycznie było tylko dla pracowników/studentów itp to dlaczego każdy możne mieć dostęp do tej strony? (...))
Sama wypowiedź byłego szefa Microsoftu B. Gatesa daje sporo do myślenia: 'Chociaż w Chinach sprzedaje się corocznie około trzech milionów komputerów, użytkownicy nie płacą za oprogramowanie. Kiedyś zapłacą. Tak długo, jak będą je kradli, chcemy, żeby kradli nasze. Staną się jak gdyby uzależnieni, a wtedy jakoś dojdziemy do tego, jak sobie to powetować w przyszłości. '
W gruncie rzeczy Windowsy zdominowały inne systemy, niby jest linux alternatywą tyle ze kiepska, wciąż są spore problemy ze sterownikami, producenci totalnie olewają linuxa, proszę zobaczyć na ilu stronach producentów płyt głównych/kart muzycznych/drukarek/laptopów itp można znaleźć sterowniki dla linuxa, powiedziałbym ze prawdziwy 'cud' to znaleźć na stronie producenta coś pod linuxa, fakt czasem są sterowniki pisane przez 'hobbystów' ale nie są idealne i mogą sprawiać problemy. Różnic także jest sporo w samym interfejsie, sposobie obsługi systemu, strukturze folderów itp.
Jeśli ktoś nie jest 'miłośnikiem' komputerów to samo szukanie alternatywy dla programów Windowsowych może być problemem.
2. Czasami znajomi/rodzina/sąsiedzi mają problem z komputerem/laptopem a nie są specami, chętnie pomagam, jednak tu się rodzi pewien problem. Czasami da się naprawić usterkę bez ruszania systemu, czasami jednak potrzeba przeinstalować system.
Czy zainstalowanie komuś nielegalnego systemu i ew. pakietu office, jest ciężkim grzechem i bardzo obraza Pana Boga? Bardzo często zanim zabiorę się za komputer osoby której pomagam proszę Pana Boga o pomoc i pomyślną naprawę. Kieruje mną głownie chęć pomocy innym, sam dawniej doświadczyłem nieraz podobnej sytuacji w której miałem problem i nikogo kto by mógł mi pomóc.
3. Gry pirackie, granie w nie to chyba grzech, ale czy ciężki? A gdy się nie jest świadomym tego a po uświadomieniu i zaprzestaniu używania co powinno się zrobić? Kupić te gry?
Obecna polityka wydawców praktycznie nie pozwala na wypróbowanie produktu, bardzo niewielka ilość wersji demo, sporo gier jest na stałe przywiązane do konta (np platforma Steam, Orgin, uPlay itp), nie ma możliwości pożyczenia czy odsprzedania tytułu. Czy w takim wypadku użycie wersji pirackiej w celu sprawdzenia produktu jest grzechem? Jeśli nie, to jak wiele można przejść takiej gry?
Pozdrawiam.
W.
1. Chcącemu nie dzieje się krzywda. Jeśli ktoś próbuje robić interes na tym, że jego produkty są "piracone", to korzystanie z tego trudno uznać za grzech.
A co do linuxa... Taki np. ubuntu czy mint są bardzo proste i dla zwyczajnego użytku chyba zupełnie wystarczające. W sumie też, gorzej czy lepiej, obsługują całe masy sprzętu. A jak nie dają rady z powodu "nowości" sprzętu, to trza poczekać na nowe jądro. No i co najważniejsze: jeśli system obsługuje jakiś sprzet, niczego już nie trzeba instalować. Postawienie systemu od nowa jest krótkie i bezproblemowe. A napisanie skryptu, który po apt-get install poinstaluje potrzebne rzeczy jasne i dla takiego laika jak odpowiadający ;)
2. Z przyczyn podanych w punkcie 1 jakos mało prawdopodobne, by mógł to być grzech ciężki.
3. Jeśli sprawdzasz wartość produktu, to nie ma problemu moralnego. Żądanie by kupować kota w worku jest niepoważne.
Ważne: tzw piractwo nie jest tym samym, co zwyczajna kradzież. Gdy ktoś ukradnie mi portfel czy samochód, tym samym pozbawia mnie możliwości korzystania z mojej własności. "Spiracenie" muzyki, filmu czy programu pozbawia właściciela spodziewanego zysku. Trudno nawet powiedzieć, czy spodziewany zysk jest adekwatny do faktycznej wartości towaru, bo przecież kupując chleb, telewizor czy samochód na jakąś cenę się umawiam. I albo z podana ceną się zgadzam, albo nie. W przypadku programów muzyki czy filmów nie działa prawo rynku, a dyktat właścicieli praw autorskich, którzy ceny biorą z księżyca. W przypadku wymienionych wcześniej towarów nie mam wyjścia, na jakąś cenę muszę się zgodzić, albo towaru nie będę miał. W przypadku muzyki, filmów czy programów wyjście jest: mogę zabrać bez pytania...
I w tym właśnie tkwi problem: że w przypadku muzyki, filmów i programów nie działają normalne mechanizmy podaży i popytu... Znamienne jednak, ze rynek filmów wydaje się najbardziej z nich uporządkowany... Najłatwiej kupić film za dość przystępną cenę...
J.