'Filozująca' 02.06.2012 01:23

Jednym z "dowodów" na to, że Kościół Katolicki jest wehikułem Prawdy, jest to, iż zaczął się on od dwunastki rybaków i może kilkudziesięciu wyznawców Jezusa Nazarejczyka, a ogarnął cały świat i stał się najważniejszą siłą sprawczą w historii - czego mógł dokonać tylko Duch Święty, bo inaczej nie byłoby to możliwe, ludzie nie chcieliby oddawać życia za kłamstwo.
Kiedy pierwszy raz się zetknęłam z tą tezą, uderzyła mnie jako wyjątkowo prawdziwa i piękna - no faktycznie, po co mieliby Apostołowie narażać się, być wyzywani i ścigani, w imię czego mieliby budować od zera tak nieprawdopodobną instytucję, jaką jest Kościół, gdyby Jezus nie zmartwychwstał? Europa, a także Ameryka, więc pośrednio także Australia i np. pewne części Afryki - dzisiejsza cywilizacja nie mogłaby istnieć bez Chrześcijaństwa, nie trzeba być specjalistą, żeby to widzieć; ja sama, jako Katoliczka, głęboko wierzę, iż historia świata jest historią, w której objawia się Bóg.
Problem polega na tym, iż nie jest to argument, który może przekonać kogoś, kto w Prawdę nie wierzy - im dłużej się zastanawiam nad nim, tym więcej sama mam wątpliwości. W sensie, skoro tak wielkiego dzieła mógł dokonać tylko sam Bóg w Kościele -- to jak wyjaśnić islam i jego znaczenie dla cywilizacji Wschodu? W końcu Mahomet był tylko człowiekiem, a jego cele były bardzo "ziemskie", bardzo polityczne; a jednak zdołał nie tylko porwać za sobą tłumy (czego w końcu dokonał i Napoleon czy Hitler), ale faktycznie stworzył religię, która trwa do dzisiaj, która daje sens życia wielu ludziom i za którą ludzie radośnie umierają! Czyli takie przedsięwzięcie, zorganizowane bez natchnienia Bożego i "pomocy z Nieba", w imię człowieka, a nie Chrystusa, dla osiągnięcia celów zarówno wiecznych, jak i ziemskich - jednak jest możliwe! Oczywiście, Apostołowie byli w nieskończenie gorszej sytuacji, byli biedni, bez "znaczenia w świecie", władzy czy perspektyw, sławetnie nie interesowali się polityką, no i nie zabiegali właściwie o zabezpieczenie sobie bytu; ale już kilka wieków później Kościół faktycznie był siłą polityczną, posiadał - jako całość i jako poszczególni jego członkowie - dobra ziemskie itd.
Oczywiście, później powstałe religie miały "przetarte szlaki" i w ogóle już wiele czerpały z samego Chrześcijaństwa (i ich twórcy zapewne nie byli w takim niebezpieczeństwie, jak pierwsi Chrześcijanie, którzy dokonywali absolutnego przewrotu). Tylko że w dzisiejszym, multikulturowym i "multiwyznaniowym" świecie trudno mówić o tym, że prawdziwie ogromne dzieła mogą być dokonane tylko w imię Boże. Oprócz różnych innych religii, po drodze są jeszcze ideologie totalitarne, które nie przynoszą może dobrych owoców, ale z punktu widzenia siły ich oddziaływania z pewnością są czymś "wielkim". No i Europa została zbudowana na Chrześcijaństwie, ale inne części świata na czym innym, a też zbudowały wysokie (choć oparte może czasem na "barbarzyńskich" dla nas, bo własnie niechrzescijańskich zasadach) cywilizacje.
No i jeszcze jest ten aspekt, że wyznawcy innych religii też WIERZĄ, że działają w imię prawdy; a Apostołowie musieliby kłamać z pełną świadomością, że widzieli Jezusa po Jego śmierci. Ale przecież mogliby też WIERZYĆ, że mówią prawdę, tak jak być może Mahomet wierzył, że spotkał anioła, który dał mu Koran - i tak samo się mylić, i tak samo na tej ogromnej, płodnej wierze zbudować coś ogromnego... (W sensie, nie wyrażam tu jakichś swoich wątpliwości w wierze w Tradycję, tylko próbuję zracjonalizować to, o czym wiem, że jest prawdą.)
Czy Odpowiadający mógłby mi pomóc jakoś rozplątać to zagadnienie?...

Odpowiedź:

Zacznę od drugiego dylematu. tego wyrażonego w ostatnim akapicie pytania. Czy apostołowie po prostu uwierzyli Jezusowi...

Otóż niezupełnie. Apostołowie długo nie wierzyli Jezusowi. Przecież w dzień jego śmierci Go opuścili. Relacjonują, że nie wiedzieli wtedy co robić. A i potem, gdy zaczął im się ukazywać po zmartwychwstaniu, nie wszyscy i nie od zaraz uwierzyli, że to prawda. To coś zupełnie innego niż uwierzenie w czyjąś prawdomówność. On im dał dowód: zabili Go, a On ożył. Jak temu, który zapowiadał, że zabity zmartwychwstanie i który - jak się okazało - mówił prawdę, nie uwierzyć także w innych sprawach?

Na dodatek było coś jeszcze. Oni nagle posiedli moc uzdrawiania. Słowem - w imię Jezusa - przywrócili  zdrowie chromemu, o czym mowa jest w Dziejach Apostolskich. Otwierały się przed nimi bramy więzień. I wiele wiele innych. Jak mieli nie wierzyć?

A co do argumentu, że chrześcijaństwo się rozrosło, więc musi być prawdziwe... Faktycznie, sam w sobie nie jest on wcale mocny. Choć akurat takich wwielkich religii  nie ma zbyt wiele. Właściwie konkurencje robi tylko islam, bo judaizm to wcześniejsza forma chrześcijaństwa... Ale argument ten zyskuje znaczenie, gdy się go zestawi z innymi. Jest dodatkowym potwierdzeniem innych. I tylko tak należy na niego patrzyć...

J.

 

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg