Mikał 07.06.2025 17:52

1. Nie potrafię zrozumieć Ofiary Pana Jezusa. Czy Bóg Ojciec przez cały ST był wściekły na ludzi, gdy grzeszyli, i wylał tę wściekłość na Jezusa (oburza mnie to)? A w NT wszystko możemy, ale nie wszystko przynosi nam korzyść? W sensie, próbując to zrozumieć, rozumiem to tak, że wszystko możemy, czyli jakiekolwiek zło i grzech nie uczynimy w NT, Bóg już nie będzie wściekły (bo wylał złość na Jezusa), ale będzie nas kochał takimi jakimi jesteśmy. Ale – uwaga – czynione zło nie przyniesie nam korzyści, to znaczy, jeśli je bardziej umiłujemy (przez ciągłe złe uczynki i wybieranie grzechu), to sami siebie osądzimy na sądzie i pójdziemy do piekła. A zatem wszystko możemy, jako że nic już Boga nie wścieknie na nas, ale dobrowolnie grzesząc narażamy się na większe umiłowanie – przez nas samych – zła (więc tu jest ten „brak korzyści”) – ale oblicze Boga w NT stale pogodne, mimo naszego zła. Z kolei w ST, wściekła twarz Boga, uspokojona dopiero po zmasakrowaniu Pana Jezusa. Zapewne to wszystko karykatura, oburzająca, ale nie potrafię znaleźć przyczyny/logiki/sensu/intencji/ całego planu zbawienia Pana Boga. Nie dociera też do mnie słowo: „odpuszczenie grzechów”. Co to znaczy? Czy przy spowiedzi odpuszczane jest nam „wkurzenie Boga”, czy odpuszczana jest nam wada, skłonność do tego grzechu, że jesteśmy od niego na stałe wolni? Nie dostrzegam odpuszczenia grzechu jako tego, że jestem od niego wolny, że on, ten grzech, mnie odpuścił/opuścił, i już nie wraca. Po co mi „odpuszczenie grzechów” dziś, jak jutro znów musi mi być ten sam grzech odpuszczony. Czy nie ma zwycięstwa w tym życiu? Po co Jezus przyszedł? Nic do mnie z tego nie dociera, jestem ślepy i głuchy.

2. Moja Mama jest bardzo chora, ma chore płuca, źle oddycha, dusi się i bardzo cierpi. POCHP/Astma, coś z tego rodzaju, ściekanie do gardła gęstej wydzieliny, i nieustanny kaszel. Chyba nie jest wierząca, bo od 30 lat nie chodziła do spowiedzi, i nie modliła się, i nie przyjmowała Komunii, i nie chodziła do kościoła, ani w niedzielę ani w święta. Bardzo bym chciał się nawrócić, być blisko Pana Boga, Pana Jezusa, uwierzyć że Jezus JEST Bogiem, i móc uzdrowić całkowicie płuca mojej Mamy (i też jej liczne przepukliny, aby cudownie się wchłonęły). Może to śmiałość, ale ufam, że Jezus obiecał nam czynić większe dzieła niż on sam, więc nie będę „skromny” lecz śmiało chcę widzieć zniknięcie przepuklin i wielbić Boga, by szatan się nie pastwił nad Mamą i nad nami. Pragnę widzieć moją Mamę zdrową i pełną Wiary i Wielbiącą Pana Jezusa, by demon nie mógł nas tak dręczyć, a jedynie mógł nas zabić fizycznie, w złości, jako męczenników pełnych zdrowia fizycznego i psychicznego, nawróconych. Jedynie aby do tego był zdolny szatan na nas. Lekarze nie pomagają, dali mamie kilkanaście leków, i każdy jakiś inny dokłada/zamienia, i każdy inaczej zaleca brać, i sami już nie wiemy jak je brać i kiedy, i czy te leki pomagają, czy szkodzą. Chciałbym uzdrowić Mamę mocą Pana Boga i w Jego Woli. Mama ma 79 lat i boi się operacji przepuklin. W sprawie oddychania była już 3 razy w szpitalu. Bardzo cierpimy w domu i nie wiemy jak jej pomóc. Ja myślę, że cały jej zły stan jest też wynikiem jakiegoś prześladowania demonicznego. Za jej grzechy albo za moje albo inny powód. Demon ją dusi. Chciałbym dlatego zapytać, czy jeśli ktoś chory jest niewierzący, a chrześcijanin z darem uzdrawiania ma pełną wiarę, to czy możliwe jest uzdrowienie takiego niewierzącego chorego, przez takiego prawdziwego chrześcijanina? Jezus mówił często komuś kto był uzdrawiany, że to jego własna wiara go uzdrowiła. Z kolei jak wskrzeszał umarłego, to umarły nie miał aktywnej wiary, bo był nieprzytomny/martwy. W innym miejscu mówił, że pewien rodzaj uzdrowienia, możliwy jest tylko przez modlitwę i post. Ale kto ma pościć i modlić się – chory, czy ten który uzdrawia? Zatem, czy jeśli moja Mama nie ma wiary, a ja będę miał wiarę, i poproszę Pana Jezusa o to, by ją uzdrowił, to czy ona może być cudownie uzdrowiona nawet bez własnej wiary, a wyłącznie dzięki mojej? Może wtedy ta łaska uzdrowienia jej, otworzy jej serce na Wiarę w Pana Jezusa? I dopiero po uzdrowieniu zacznie się jej Wiara? Czy zatem możliwe jest uzdrowienie mojej Mamy, przez kogoś kto ma wiarę i dar uzdrawiania, nawet jeśli moja Mama nie ma wiary? Czy uzdrawiany może nie mieć wiary, i być uzdrowionym samą tylko Mocą Bożą, działającą przez uzdrawiającego? I co z tym postem i modlitwą? Kto ma pościć i modlić się – chory, czy uzdrawiający?

Dziękuję za pomoc i odpowiedzi. Proszę też o modlitwę prawdziwie wierzącego chrześcijanina, za Mamę Lidię, odpowiadającego i czytających, w krótkim jednym słowie: „Jezu uzdrów Lidię i daj jej Wiarę w Ciebie”. Bóg zapłać.

Odpowiedź:

1. Odpowiedź na zasadniczą treść tego pytania znaleźć można w artykule zamieszczonym w dziale "Odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania", zatytułowanym "Zbawienie przez krzyż" (TUTAJ). Myślę, że to największe nieporozumienie, jakie rodzi zbytnie akcentowanie pobożności pasyjnej. Bo to nie cierpienie Jezusa, nie śmierć sama w sobie dała nam zbawienie, ale Jego WIERNOŚĆ, posłuszeństwo Bogu aż do śmierci. Bo na czym polega grzech, na czym polegał grzech pierwszych rodziców? Na  nieposłuszeństwie wobec Boga wynikłym z braku zaufania do Niego. Jezus jest tym, który w pełni zaufał, w pełni był wierny; który nie zdradził sprawy Ojca, choć właśnie za tę wierność został skazany na bolesną śmierć. Szerzej o tym w we wspomnianym wyżej i podlinkowanym artykule...

Co do wszystko mi wolno, ale nie wszystko przynosi mi korzyść...  Nie wiem czy dobrze rozumiem pytającego. W każdym razie nie patrzyłbym na to z perspektywy tego, czy wybierając to czy tamto zbliżam się czy oddalam od nieba. Tu raczej chodzi o to, czy wybierając to czy tamto staję się lepszym człowiekiem, lepszym chrześcijaninem. Konsekwencją, owszem, jest (może być?) życie wieczne lub jego przegranie, ale tu o to bycie chrześcijaninem bardziej chodzi, nie o tę konsekwencję. 

Ot, wolno mi oglądać horrory. Pytanie: czy przez zainteresowanie taką tematyką staję się lepszym człowiekiem? Czy to mnie dźwiga w moim człowieczeństwie? Czy odwrotnie, poniża mnie, spłyca... Albo kradzież. Staję się przez nią lepszym człowiekiem? Chyba jednak nie. Staję się gorszym, przyczyniam się do tego, że gorszy staje się też świat. Nie warto więc, nie przynosi mi to korzyści...

2. Pomodliłem się...

Zwróciłbym uwagę, że choroba Twojej matki najprawdopodobniej nie jest jakimś działaniem demonicznym. To... choroba właśnie. Taki nasz ludzki los, że chorujemy. Tak, prawda, Bóg zwinął swój chroniący nas przed tego rodzaju "naturalnym złem" parasol wskutek grzechu pierwszych rodziców, ale to nie tak, że zostaliśmy oddani w ręce szatana. Choroba, śmierć, przemijanie wpisane są w naturę tego świata. Byliśmy w tym świecie wyjątkowi i wskutek grzechu przestaliśmy być. Ale to nie tak, że to wprost działanie szatańskie...

Co do sposobu nawrócenia Twojej mamy... Po prostu się módl. Za nią, o jej nawrócenia. Nie ma jakiegoś uniwersalnego "sposobu" na człowieka, by skłonić go decyzji wiary. Musi sam do tego dojrzeć...

A co do uzdrowienia... Możesz oczywiście się o to modlić. Niekoniecznie jednak ta modlitwa zostanie przez Boga wysłuchana po Twojej myśli. Być może Bóg da jej wyzdrowienie duszy, ale niekoniecznie ciała. Bóg zawsze daje to, co w danej sytuacji - On wie najlepiej - lepsze. Być może zdrowie ciała z Jego perspektywy lepsze nie jest...

Niedawno słyszeliśmy w niedzielę w kościele w Ewangelii, jak Jezus radził, by być w swoich prośbach wobec Boga natrętem. Możesz więc. Decyzja w tej sprawie zawsze jednak należy do Boga. To on daje tak czy inaczej. Nie ma sposobu, nie ma "zaklęcia", by zrobił tak, jak my tego chcemy...

J. 

 

Reklama

Reklama

więcej »