08.03.2007 00:21

Jestem osobą wierzącą. Ale przyznam że wiele spraw budzi we mnie bunt. Uważam, że w pewnym sensie jesteśmy zniewoleni. Nakazy, zakazy... Ja rozumiem, że w kwestii dobra lub zła Kościół naucza. To jest kwestia pójścia za dobrem, co jest zrozumiałe nawet dla osoby niewierzącej. Natomiast zakazy typu: ograniczanie ilości posiłĸów w popielec, konczenie zabaw o północy z czwartku na piątek... czy to nie jest trzymanie się tylko litery prawa, a nie ducha? To naprawdę odpycha od Kościoła ludzi, którzy stoją obok. Czy nie piękniej brzmi świadectwo: 'chciałam przeżyć popielec w duchu pokuty, bo kocham Boga, i wybralam taką a taką formę tej pokuty' nić 'sorry, nie mogę zjeść tej bułki bo to byłby już czwarty posilek a mnie nie wolno bo będzie grzech'. Wiem że świadectwo takie jak to pierwsze po prostu przyciąga. Ale ja nie potrafię uczciwie takim czymś się pochwalić bo wiem, że przynajmniej jedną z motywacji jest obawa, że jak nie dotrzymam, to zgrzeszę. I to nie pozwala mi przezyć tego w duchu dobrowolnej ofiary.

Sama miałam taki problem: byłam po prostu głodna, poza domem, czekała mnie praca, a licząc posiłki kupienie bułki byłoby już trzecim posiłkiem, a było wcześnie i wiedzialam, że do wieczora nie wytrzymam. Pomślałam wtedy, że to paranoja. Rozumiem dobrowolne umartwienia, ale nie rozumiem obkladania tego sankcją grzechu. Bo czy ja choć chwilę myślałam o Jezusie? Nie. Myślałam o tym, żeby dobze liczyć posiłki, żeby grzechu nie było. Proszę mi wierzyć, ja tak nie potrafię. Nie potrafię sensownie przeżyć czegoś tylko dlatego, że zostalo mi to nakazane. Poczucie, że muszę 'bo inaczej będzie grzech' już nie pozwala mi tego dobrze przeżyć. A jednak muszę się dostosować. Przyznam, że czuję się po prostu zniewolona literą Prawa.

Po prostu fakt, że coś mam nakazane, marnuje moim zdaniem całą wartość.

Odpowiedź:

Na czym polega wartość postu? Wbrew pozorom nie tylko na tym, że ćwiczy charakter. Ale ćwiczy. Nie jest sztuką nie jeść, gdy nie masz na to ochoty. Sztuką jest umieć nie jeść, nie szukać okazji do jedzenia, gdy bardzo jeść się chce. Jeszcze większą, gdy przy okazji ćwiczysz sie w pokorze: oto spełniasz wymagania, które ktoś Ci narzucił. To się przydaje. Gdy trzeba dłużej zostać w pracy, jeszcze coś zrobić, a tak strasznie chce się jeść... Ale masz rację. To w sumie drobiazg. Dla samego ćwiczenia nie warto głodować.

Post to także pokazania Bogu, że bardzo nam na jakieś sprawie zależy. Dość często ludzie, którzy mają kogoś bliskiego nadużywającego alkoholu podejmują w jego intencji post, polegający na całkowitej abstynencji. To bardzo skuteczna metoda. Pokazuje bowiem Bogu, że dla wysłuchania naszych próśb gotowi jesteśmy podjąć jakąś ofiarę. A nie tylko długo i kwieciście gadać. Ale masz rację. To też w poście nie jest specjalnie ważne.

Na świecie są miliony ludzi, którzy głodują. Nie wejdą do sklepu po bułkę, by zjeść czwarty posiłek. Co więcej, nie mogą się najeść nawet raz dziennie do syta. Wiesz co każdego dnia czują? To trudno opisać, gdy się nie zna długotrwałego uczucia głodu. Ale pewnie też , tak jak w Tobie, rodzi się w nich złość. Nie, nie do Kościoła, który nakazuje im pościć. Złość na świat, który wyrzuca jedzenie na śmietnik albo rzuca się nim dla zabawy. Złość na tych, którzy wpędzili ich w nędzę albo nie pozwalają się przez wyzysk z tej nędzy wydobyć. Złość na siebie samych, że nie mogą się skupić na pracy czy nauce, bo ciągle się myśli o głodzie. Pewnie pobożni z nich miewają do siebie pretensje, że nie mogą się skupić na modlitwie. Może chcieliby sie ładnie pomodlić, a skurcze głodu odciągają ich od modlitwy. Może ten głód sprawił, że nie raz złamali siódme przykazanie i wstyd im, że znów nie mogą przystąpić do komunii (gdy są katolikami). Wytykają ich palcami, z obrzydzeniem odwracają się od nich na drodze, szczują psami i policją. Ot, tak mniej więcej wygląda życie w slamsach. Pewnie na naszych dworcach i w ciepłowniczych kanałach jest podobnie. Czy jednak człowiek, kto nie zna uczucia głodu, może to zrozumieć? Czy przyjdzie owym biedakom z pomocą z miłości, a nie tylko litości?

Syty nie rozumie głodnego. Największą wartością naszych postów jest to, że choć trochę pozwalają nam zrozumieć potrzebujących. Pozwalają przeżyć w minimalnym stopniu to, czego oni doświadczają każdego dnia. Nie, nie tylko w dalekiej Afryce czy Azji. Czasem takim głodny jest kolega czy koleżanka w klasie, którego rodzice nie mają na chleb, bo wydali wszystko na alkohol. Post dwa razy do roku to niewielka cena za poglądową lekcję ich zrozumienia...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg