Gość 13.12.2010 22:02
Szczęść Boże!
1. Czy Bóg tworząc takiego słabego człowieka nie przyczynił się poniekąd do powstania zła, cierpienia i różnych nieszczęść na swoje własne życzenie?
Wiem, ze Bóg chciał dobrze, tak jak np. matka chce dobrze dla swych dzieci, ale ona nieraz nie ma wpływu na wybór przez nich zła. Matka rodząc swoje dzieci nie wie o ich przyszłych czynach, a Bóg je od zawsze znał.
Proszę tylko nie odpowiadać mi podając przykłady typu nauczyciel z doświadczenia wiedzący jakie trudności na koniec roku będzie miał leniwy uczeń, bądź też nie powoływać się na swoją pewność, że odpowiadający będzie musiał jeszcze nieraz wyjaśniać wciąż powtarzające się prawie identyczne problemy.
Takie porównanie Bożej wszechwiedzy co do losów każdego z nas z przykładem jakiegokolwiek człowieka jest chyba nietrafione.
Przecież zarówno przykładowy nauczyciel jak i odpowiadający J. nie mieli nic wspólnego ze stworzeniem czy to leniwego ucznia, czy to osób przez nikogo nie zmuszanych, a jednak uparcie poruszających te same kwestie i jednocześnie nie umiejących wyciągnąć właściwych dla siebie wniosków z już wielokrotnie udzielonych odpowiedzi na bardzo podobne pytania.
Żaden człowiek nie może być w 100% pewien przyszłego wyboru drugiego człowieka.
Natomiast Bóg każdego z nas stworzył i NA PEWNO wiedział co dany człowiek wybierze – zło czy dobro. A mimo to On stworzył też tych świadomie wybierających zło, przyczyniających się do cierpienia innych, no i skazujących się swoimi złymi wyborami na potępienie.
2. Czy nie jest to swego rodzaju Boży współudział w powstaniu zła?
Serdecznie pozdrawiam i życzę mądrości oraz dużo, dużo cierpliwości w udzielaniu odpowiedzi na pytania dotyczące w większości jednych i tych samych problemów. :-)
Dziękuję za życzenia...
Gdy w równaniu jest zbyt wiele niewiadomych nie da się go rozwiązać. Tak jest i z mówieniem człowieka, ze Bóg stwarzając nie tylko dobrych, ale i złych ludzi ma swój udział w powstaniu zła.
Czego między innymi nie wiemy? Ano na przykład tego, ilu ludzi Bóg nigdy nie stworzył, bo wiedział, że będą zbyt źli. Nie wiemy też jak potężne jest pragnienie Boga, by nas zbawić. Wierzymy, że piekło istnieje. Ale czyż nie powinniśmy mieć raczej nadziei, ze będzie ono puste, zamiast już z góry oskarżać Boga, że skazuje ludzi na potępienie?
No i przede wszystkim nie wiemy, jak dokładnie wygląda piekło. Teologowie definiują je jako stan ostatecznego samowykluczenia ze wspólnoty z Bogiem i ze świętymi. Jeśli Biblia mówi o płaczu i zgrzytaniu zębami, niekoniecznie oznacza to zmażenie sie w ogniu, prawda? Także apokaliptycznych obrazów nie można traktować zbyt dosłownie. A co, jeśli cierpienia piekielne nie będą - sądząc z naszej perspektywy - zbyt dotkliwe, a bolesne głównie z powodu zazdrości i żalu, że się straciło okazję do jeszcze większego szczęścia?
Zilustrujmy to przykładem. Jest człowiek, który ma niewielkie mieszkanie, samochód i telewizor. Zazwyczaj wysyłał kupon totolotka, ale jeden raz tego nie zrobił. I własnie wtedy wygrały jego liczby. Czy nie będzie płakał i zgrzytał zębami z powodu utraconej okazji? A przecież nie będzie mu się działa wielka krzywda, prawda?
Bóg z miłości do człowieka dał się ukrzyżować. A my, guzik wiedząc na temat tego, jak to dokładnie będzie po śmierci już szukamy powodów by go oskarżać. Czy to jest uczciwe?
J.