Gość 26.09.2010 14:30
Moja mama pije. Od kiedy tylko pamiętam (a mam 20lat). Po długim okresie trzeźwości upija się do nieprzytomności, później awanturuje się z tatą, obraża i szarpie się ze mną, moim rodzeństwem i dziadkami. Kradnie pieniądze, przedmioty wartościowe, książki, wszytsko co tylko można spieniężyć i kupuje za te nieswoje pieniądze, niewyobrażalne wręcz ilości alkoholu. Zagraża nie tylko sobie (pijąc, moja mama nie ma poczucia równowagi, przewraca się, obija, oczywistym jest, że szkodzi swojej wątrobie, nerkom, o żołądku nie wspomnę zwłaszcza, że ostatnio, dla kaprysu i (mam nadzieję) z nieświadomości pomieszała alkohol jakiejś pośredniej jakości z silnymi lekami), ale także moim najbliższym. Oprócz tego, że często cierpimy fizycznie (jak narazie niegroźne siniaki, zadrapania czy ugryzienia (!) nawet) wszyscy czujemy się zawiedzeni, osamotnieni i potwornie zawstydzeni.
Do niedawna wydawałam się sobie całkowicie bezradna. Nie byłam w stanie odciąć mamy od pieniędzy, nie mogłam zabronić jej wychodzenia na spotkania, na których pojawiał się alkohol. Ale, po ostatniej, bardzo brutalnej awanturze, zdecydowałam się prosić o pomoc Miejską Komisję Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Okazało się, że jako osoba pełnoletnia, mogę złożyć wniosek o leczenie mojej mamy, co wydawało mi się idealnym sposobem rozwiązania problemu mojej rodziny. Nic nie jest jednak takie proste. Moja mama nie zgodzi się z własnej inicjatywy rozpocząć terapii (za to przedstawi mnie jako furiatkę/frustratkę/wariatkę), a żeby przymusowo skierować ją do specjalistycznego ośrodka muszę mieć opinie wiarygodnych świadków. I to jest największym problemem.
Myślałam, że będę mogła liczyć nie na tatę nawet (on jest całkowicie obojętny, ma mi za złe że wmieszałam w to wszystko osoby trzecie), ale chociażby na dziadków, rodzeństwo czy chociażby sąsiadów. Tymczasem moi dziadkowie powiedzieli że to egoistyczne z mojej strony bo ,,namieszam i sobie pojadę" (za niedługo wyjeżdzam na studia, ale nie wyprowadzam się przecież-co tydzień będę wracała do domu na weekend) a oni będą musieli znosić wszystkie wrzaski wściekłej mamy a nie mają na to siły. Powiedzieli wprost (brawo, no wielkie brawa dla nich za empatię i logikę) że wolą żeby mama na nich krzyczała od czasu do czasu jak się upije niż żeby im cały czas (od kiedy się w ogóle dowie o terapii) nad głową jęczała. Poza tym, moja jakże dramatyczna babcia stwierdziła że mama może sobie coś zrobić (wprost: popełnić samobójstwo) żeby uniknąć całej afery i roztoczyła przed moim rodzeństwem (przed bratem zwłaszcza, który jako 16latek mógłby już świadczyć) wizję jak moja mama idzie się powiesić. Ręce po prostu opadają-nie mam siły już tłumaczyć, że mama prędzej czy później coś sobie zrobi bo albo jej wątroba siądzie albo nerki albo się wywróci poprostu gdzieś i się połamie albo i gorzej. Poza tym jest jeszcze argument finansowy: leczenie trzymiesięczne będzie kosztowało 1200zł i oczywiście nikt nie chce na to dać pieniędzy-lepiej żeby mama trzy razy tyle każdego miesiąca przepijała. Nie wiedziałam, że tak bardzo można rozczarować się na własnej rodzinie, która nawet nie chce dyskutować, która nie słucha logicznych argumentów i która mówi szeptem ,,żeby mama nie słyszała" Sąsiadów (tych najbliższych) też o zdanie pytałam i co? Oni się nie chcą wtrącać. To jest przecież problem tabu i nie ma po co reagować dopóki nikt nikogo jeszcze nie zabił, dzieci nie są głodne i nie nawiedza nas policja.
Nie mam pojęcia co z tym wszystkim robić. Składać wniosek? Nie składać? Jeśli składać to wejść w rolę ,,osamotnionego, znienawidzonego bohatera" posądzonego o histeryczność? A jeśli nie to czy po prostu przyznać się do porażki, ulec tym wszystkim którzy na mamę narzekają, ale jakoś postawić się jej boją?
Proszę o jakąkolwiek podpowiedź. Przepraszam też równocześnie za ten dekadencji esej, za calą gorycz i ironię. I dziękuję wszystkim tym, którzy mimo wszystko przeczytali te moje (może i pseudoterapuetyczne) zwierzenia.
Ania.
PS.1 Chciałabym podkreślić, że w okresie trzeźwości moja mama jest niezastąpiona. Dba o dom, opiekuje się moim młodszym rodzeństwem i wyrabia sobie doskonała opinię w naszym środowisku. Mimo wszystko, nawet wtedy, jest on zbyt drażliwa żeby przedyskutować z nią temat leczenia-próbowałam.
PS.2 Modlę się za moją mamę. Nie jestem bierna. Należę do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka i nigdy nie wypiłam (i nie wypiję) niczego co zawierałoby w sobie alkohol (co często, w moim ,,rozrywkowo-młodzieżowym"towarzystwie wydaje się śmieszne, a zawsze jest niezrozumiałe). Od dziesięciu lat, co roku, w pieszej pielgrzymce na Jasną Górę proszę o łaskę trzeźowści w rodzinie. I czekam.
Trudno jednoznacznie osądzić, co powinnaś zrobić. Ciągi, w które wpada Twoja mama na pewno są sygnałem, że dzieje się coś złego. Na ile jest szansa, że obejdzie się bez specjalistycznego leczenia? Jeśli nie zdarzy się cud, to żadna. Raczej będzie coraz gorzej...
Reakcja Twoich bliskich jest... zupełnie normalna. Chyba w każdej porządnej rodzinie z problemem alkoholowym jest coś takiego, jak próba ukrywania problemu. Mąż, żona, dzieci, dziadkowie, w imię miłości chcą chronić kochana osobę. No i wstydzą się, ze coś takiego w porządnej rodzinie się przytrafiło. Zresztą zauważasz też to u siebie. Niestety, w tym wypadku, wbrew intencjom, jest to najczęściej działanie na szkodę osoby uzależnionej. Stwarza jej tzw komfort picia. Alkoholik nie widzi więc potrzeby, by cokolwiek zmieniać...
Zauważ, że jednak widzą (przynajmniej dziadkowie) bardzo poważny problem. Liczą tylko na to, że mniej będzie awantur, jeśli będą cierpliwie znosić picie córki/synowej. Boją się, że jeśli staną po Twojej stronie, będzie jeszcze gorzej. Chyba niesłusznie. Alkoholik często szantażuje bliskich, by nie ujawniali jego przypadłości i straszy, czego nie zrobi jak się sprawę gdzieś zgłosi. W praktyce stosunkowo często po czymś takim jednak pokornieje. Jest odważny tylko kiedy idzie o układy rodzinne.
Z drugiej strony warto pamiętać, że przymusowe leczenie alkoholika niekoniecznie przyniesie trwałe skutki. Alkoholizm to problem siedzący głównie w głowie. Trzeba chcieć coś zmienić, trzeba chcieć sobie w niej zrobić przemeblowanie. Stąd bardzo ważne jest samodzielna decyzja zainteresowanego o podjęciu leczenia. Dlatego zadaniem otoczenia alkoholika jest podjęcie takich działań, które skłonią go do podjęcia takiej decyzji.
Co więc masz zrobić? Jak napisano wcześniej, trudno to jednoznacznie osądzić. Na pewno byłoby dobrze, gdyby mama sama zdecydowała się na terapię, ale to chyba nierealne. Może warto by było jednak znaleźć wśród bliskich sojuszników? Warto nad tym popracować. Działanie wbrew nim tylko was zantagonizuje, a mamie taka niejednoznaczna postawa otoczenia niekoniecznie pomoże...
J.