Zdrowy skrupulant! 24.10.2025 17:16

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Chciałbym, żeby to co napiszę, było świadectwem dla innych, a jednocześnie na koniec będę mieć pytanie do Odpowiadającego.
Jestem młodym mężczyzną, mam 20 lat. Połowę życia byłem zaangażowany w życie parafii jako ministrant, pochodzę też z dobrej i wierzącej rodziny, która – jak każda – ma swoje niedomagania. Od zawsze byłem wrażliwym człowiekiem. Ze strachu zdarzyło mi się w młodym wieku zataić na spowiedzi grzechy ciężkie związane z seksualnością. W końcu dopadły mnie skrupuły, w pewnym momencie, w bardzo drastycznej formie. Nie sposób opisać tutaj wszystkich objawów, wspomnę kilka. Każda spowiedź była prawdziwym udręczeniem. Wymieniałem litanię rzeczy, które wydawały mi się grzechem, a były tak naprawdę nerwicą. Sprawiała ona prawdziwy ból psychiczny. Ukojenie po niej było chwilowe. Bardzo bałem się śmierci. Wieczorami płakałem, że mogę umrzeć w nocy, mając „grzechy ciężkie” na sumieniu, bałem się Boga. Jako ministrant do perfekcji oglądałem pateny, czy gdzieś nie ma jakiejś, minimalnej, milimetrowej partykuły. Bałem się seksualności, dziewczyn. Każde spojrzenie na dziewczynę, piersi uważałem za coś złego, zapominając o tym, że to zdrowe i normalne, że spojrzenie chłopaka ląduje na atrakcyjnej dziewczynie. Bałem się swojego przypadkowego wzwodu. Zadręczałem swoimi nerwicowymi pytaniami spowiednika, i nawet niegdyś Odpowiadającego. Do spowiedzi mogłem się przygotowywać cały dzień (dosłownie), a i tak „nie była ona dobra”. Mógłbym tak wymieniać jeszcze bardzo długo. W końcu doszedłem do momentu, gdzie nie byłem w stanie sobie sam poradzić, choć spowiednik dawał mi całkiem dobre rady. Musiałem skorzystać z terapii i pomocy psychologa. I to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. To tam dogłębnie zrozumiałem swój stan i pokonałem swoje lęki. Bo, drodzy skrupulanci, wasz i mój problem, to problem natury psychicznej, a nie duchowej, choć ujawnia się na płaszczyźnie duchowej. Nie jesteście nienormalni, a bardzo wrażliwi. Słuchajcie się bezwzględnie stałego spowiednika, który zna się na skrupułach. To inaczej nerwica natręctw, zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne. A najlepiej – pójdźcie do chrześcijańskiego psychologa, który wam pomoże. I mówię to, bo sam przez taką terapię przeszedłem; dziś jestem prawie na jej ukończeniu. To wam pomoże; a Bóg was bardzo mocno kocha i pamięta o was.
I chciałbym skierować bezpośrednie pytanie do Odpowiadającego. W pewnym momencie życia, w terapii (u wierzącego, znającego się na rzeczy psychologa), gdy przestałem widzieć wszędzie grzech ciężki, i zasypywać spowiednika litanią lęków i prochu, można powiedzieć, że przestałem widzieć swój jakikolwiek grzech. Nie chcę przez to powiedzieć, że jestem bezgrzeszny. Zwiększyłem czas między spowiedziami, przestałem korzystać z klasycznych rachunków sumienia, bo mi nie służą. Ale w pewnym momencie po prostu przestałem widzieć zło w swoim życiu. Jest końcówka października, a ja byłem ostatni raz u spowiedzi przed świętami Bożego Narodzenia, zeszłego roku. Chciałbym do niej pójść; nie z lęku, ale potrzeby serca. Tylko, że do spowiedzi potrzebna jest materia grzechu, której nie widzę. Bałem się też przystępować do komunii (klasyka skrupulanta); zgodnie z zaleceniem psychologa, przystępuję cały czas. Ale do spowiedzi też warto chodzić, co chciałbym czynić. Tylko nie wiem co zrobić. Porozmawiać ze swoim niegdysiejszym spowiednikiem, który zna moją historię? Co mógłby mi poradzić Odpowiadający?
Pozdrawiam i dziękuję!

Odpowiedź:

Tak, proszę porozmawiać z były spowiednikiem. Nie się wydaje, że jakieś drobne mankamenty człowiek zawsze u siebie znajdzie...

J. 

więcej »