Gość 21.09.2010 21:11
Chciałabym spytać jak podchodzić do następującej - jak się niedawno dowiedziałam- dość powszechnej praktyki ludzi z mojego otoczenia:
Ktoś kupuje samochód od sąsiada. Dogaduje się z nim co do ceny, tak że żadna ze stron nie jest pokrzywdzona. Jednak na umowie kupna- sprzedaży kupujący zapisuje inną, niższą cenę auta, żeby wnieść potem mniejszą opłatę, bo jak mówi "nie będzie jak głupi pchał państwu pieniędzy do kieszeni".
Inna podobna sytuacja:
Ktoś stawia na cmentarzu pomnik za 6 tys a na plebanii mówi, że pomnik kosztował 3 tys, żeby zapłacić mniejsze pieniądze proboszczowi za wydanie zezwolenia na postawienie go (u mnie w parafii to 10% wartości pomnika). Dla mnie jest to pewne krętactwo, ale dla wielu moich znajomych i najbliższej rodziny to coś na co można a nawet trzeba popatrzeć przez palce. Niektórzy z nich mówią, że jakby tak człowiek do wszystkiego uczciwie podchodził, to by się niczego w życiu nie dorobił. Sugerują mi, że chcę być uczciwa wobec księdza, podczas gdy on też na pewno nie rozlicza się tak skrupulatnie ze wszystkiego tzn też kombinuje (ciekawe skąd to wiedzą). Śmieją się z politowaniem z mojego sumienia. Szczerze mówiąc boli mnie takie myślenie. Przeciez kto w małej rzeczy jest nieuczciwy to i w dużej będzie. Nie mogę i nie chcę uczyć się kłamać. Ja nie wyolbrzymiam problemu? Prawda?
Dziękuję za zajęcie się moim dylematem
Z Twoim sumieniem raczej wszystko w porządku. Rzeczywiście nie jest to uczciwe. Warto może tylko zauważyć, że pracownicy urzędów skarbowych znają mniej więcej cenę używanych samochodów, więc niekoniecznie dadzą się oszukać. Proboszcz też raczej naiwny nie jest i mniej więcej orientuje się w cenach nagrobków. No cóż...
J.