Liwia W. 15.06.2010 17:39
Powracam do mojego pytania i odpowiedzi, jaką na nie uzyskałam. ( http://www.zapytaj.wiara.pl/pytanie/pokaz/89c37 ) Odpowiadający w ogóle nie wziął pod uwagę moich argumentów. Pisałam, że brzydzę się seksem, bo uważam to za zwierzęce, płytkie i niegodne mnie. Nie byłam nigdy molestowana (no może do tej pory) ani nie borykałam się z żadnymi seksualnymi nałogami.
Dlaczego odmawianie mężowi seksu jest grzechem przeciwko jego miłości? Nie rozumiem tego. Chyba jedynie przeciwko jego zwierzęcemu instynktowi, bo z miłością raczej niewiele ma wspólnego wymuszanie na kimś czegoś, co jest dla niego obrzydliwe. Osobiście nie potrzebuję, żeby mąż okazywał mi uczucia, bo jeśli kocham, to bezinteresownie. I nie jestem egoistką, bo przecież rozmawiam z nim, przytulam, spędzam czas, mimo, że czasami wolałabym po prostu pobyć sama. A raczej robiłam to do tej pory.
Odpowiadający również zignorował mój argument dotyczący tego, co jest ważniejsze: cielesność czy duchowość. Ja po prostu nie mogę znieść tego, że mąż chce się po prostu zachwycać moim ciałem, że mam być dla niego przedmiotem do zaspokojenia jego prymitywnych popędów.
A że go narażam na cudzołóstwo? Tak samo był narażony przed małżeństwem i musiał sobie jakoś radzić.
Jeśli chodzi o sprawę adopcji dziecka, bardzo zabolało mnie określenie dziecka biologicznego słowem "własne". W tym kontekście znaczy to, że dziecko adoptowane już nie jest własne. Czy odpowiadający popiera dążenie do posiadania biologicznego potomka bez względu na wszystko? Nawet bez względu na to, że miliony dzieci na świecie cierpią biedę w domach dziecka? Dlaczego niby lepiej jest zamiast pomóc takiemu dziecku "robić" kolejne, że tak się wyrażę? W czym biologiczne dziecko jest lepsze od adoptowanego?
Mam jeszcze jedną sprawę. Nie wiem, jak to nazwać, jakich słów użyć. Gwałt? Tak, chyba tak to określę, choć może zabrzmieć śmiesznie. Mąż wczoraj siłą zmusił mnie do współżycia, mimo, że płakałam, krzyczałam. Czuję do niego obrzydzenie. Może odpowiadający jeszcze uzna, że miał prawo tak się zachować?...
Liwia.
Jeśli odpowiedź jest sygnowana AP, to odpowiadała kobieta. Mężczyzną jest J... Teraz odpowie Pani mężczyzna...
Cóż powiedzieć. Wyjaśnienia z poprzedniej odpowiedzi są słuszne. Ale ma Pani rację, gwałt w małżeństwie to rzecz zdecydowanie zła. Nie ulega najmniejszej wątpliwości. Tyle że Pani stawiając sprawę jak stawia pokazuje, że chyba nie bardzo rozumie Pani czym jest małżeństwo.
Przytoczmy tu fragment podręcznika prawa małżeńskiego: "Małżeństwo może być zawarte nieważnie z powodu braku odpowiedniej wiedzy dotyczącej natury i celu małżeństwa. Do zaistnienia zgody małżeńskiej bowiem konieczne jest, aby strony zdawały sobie sprawę przynajmniej z tego, że małżeństwo jest trwałym związkiem mężczyzny i kobiety w celu zrodzenia potomstwa przez jakieś seksualne współdziałanie (kan. 1096 § l). Z określenia „przez jakieś seksualne współdziałanie" wynika, że szczegółowe wiadomości na ten temat nie są wymagane do wyrażenia ważnej zgody małżeńskiej. Nieważne byłoby małżeństwo, gdyby nupturient był przekonany, że w małżeństwie będzie praktykowana tzw. miłość platoniczna, albo że dzieci przychodzą na świat bez seksualnego współdziałania małżonków" (całość TUTAJ).
Nie chcę Pani urazić, ale muszę to uczciwie powiedzieć: na całym świecie ludzie zawierają małżeństwa po to, żeby zrodzić potomstwo "przez jakieś seksualne współdziałanie". Nawet jeśli wiedzą o swojej niepłodności zakładają, że jednak będzie miedzy nimi "jakieś seksualne współdziałanie". To należy do istoty małżeństwa i to różni taki związek od związku przyjaciół, Może z mężem przed ślubem o tym nie rozmawialiście, ale on naprawdę miał prawo przypuszczać, że Pani o taki właśnie związek chodzi, a nie o miłość platoniczną. Naprawdę.
Rozumiem, że Pani seks może wydawać się czymś poniżej ludzkiej godności, czymś zwierzęcym. Bo jak na to spojrzeć z boku, bez emocji, bez świadomości, że za tym kryć się może prawdziwa miłość, to rzeczywiście tak to może wyglądać. "Plucie przez zęby do cudzej gęby" mawiają dzieci o pocałunku. Jeśli nie czuje się tego, że to wyraz miłości, żadne tłumaczenia nie pomogą. To jak opowiadanie o pięknie przewalających się przez grań chmur komuś, kto preferuje leżenie plackiem na plaży. Ale seks naprawdę może być piękny. Współżycie to nie tylko odwoływanie się do zmysłu wzroku czy słuchu. To także poruszenie pozostałych zmysłów. To szczególna bliskość, bliskość, której nie dają ani długie rozmowy, ani przytulenie. To bliskość, w której małżonkowie oddają się sobie tak bardzo, tak bezgranicznie, że można powiedzieć, iż rzeczywiście stają się jednym ciałem.
Niestety, Pani tego nie czuje, a mąż zmuszając Panią do współżycia problem jeszcze bardziej pogłębił. Czy jest wyjście z tej sytuacji? Zupełnie nie znam Pani relacji z mężem. Nie wiem, czy i na ile potraficie rozmawiać, być dla siebie wyrozumiali i delikatni, a na ile chcecie przeforsować swoje. Wyobrażam sobie - może to tylko mrzonki - że Pani może sprawę sobie przemyśleć i jednak zdecydować się na to, by spróbować współżycia. Z cała świadomością, że bardzo źle zaczęliście. Od męża będzie to wymagało wielkiej delikatności. Ale może warto spróbować?
J.