emka-gz 15.01.2010 21:31
Znów powracam do wcześniejszego problemu-inseminacji w rodzinie, a właściwie odpowiedzi, którą otrzymałam. Wracam,bo mam wrażenie, że zostałam żle zrozumiana. Przepraszam za niedokładne przedstawienie całego zdarzenia. Sytuacja, o której pisałam-rozmowa o in-vitro wydarzyła się na długo przed podjęciem decyzji o inseminacji. Ponadto odbyła się w obecności moich dorastających dzieci i teściów.Zgadzam się z odpowiadającym, że teraz jest już po fakcie i taka rozmowa traci sens, ale wówczas, gdy zabieg się jeszcze nie odbył mogło dojść do zmiany decyzji.Wówczas nie zdawałam sobie sprawy, że rozważają decyzję o inseminacji. Wiedziałam tylko, że oni starają się o dziecko i są w trakcie badań specjalistycznych. Nie chcę nikogo osądzać, oskarżać i krytykować, bardziej chodzi mi o roztrzygnięcie mojego moralnego dylematu. Czy zachowałam się właściwie? To co napisałam to absolutnie żadne oskarżenia wobec odpowiadającego, nie jest moją intencją wykazywanie, że odpowiadający sugeruje coś niemoralnego.Jednocześnie bardzo chciałabym, by moje pytania nie pozostały jako retoryczne. Proszę mi powiedzieć czy w takich sytuacjach należy się odzywać i prostować wypowiedzi odwołując się do nauki Kościoła? Czy wtedy zachowałam się moralnie czy też nie? Czy mówienie o tych sprawach otwarcie nie czyni krzywdy bliskim? Za to,że się odezwałam na temat metody in-vitro /wtedy nie rozmawialiśmy o podjętej przez małżonków konkretnej decyzji o inseminacji-nie miałam o niej pojęcia-dowiedziałam się o tym później od męża / zostałam skrytykowana przez najbliższe mi osoby i do dziś nie wiem czy zachowałam się słusznie. Przypomnę,że powiedziełam, iż Kościół nie popiera metod in-vitro i wskazałam na argumenty. Wtedy usłyszałam, że każdy powinien postępować według własnego sumienia a co Kościół może wiedzieć o tych sprawach, itd.. To co napisałam o uczynkach miłosierdzia i grzechach cudzych to dowód moich przemyśleń i nieudolna próba oceny zaistniałego zdarzenia. Chcę wiedzieć jak mam zachowywać się w takich przypadkach i czego mam się trzymać: czy milczeć czy reagować i przypominać o nauce Kościoła i narażać się na niezrozumienie i nieprzyjemność bliskich-przykre słowa i złośliwe oceny mojej osoby,tak trudne do przyjęcia, bo niektóre z nich wypowiadane są także w obecności moich dzieci. Od tego dnia wszystko się zmieniło, jestem traktowana jak zło konieczne a mąż sugeruje, bym milczała i się nie odzywała. Jest mi bardzo przykro i czuję się bardzo zagubiona. Zapytam wprost: Czy odpowiadający uważa,że należało być bardziej taktownym a najlepiej milczeć i nie zajmować stanowiska? Dziś jest to dla mnie niezwyle ważne, bo przecież dotyczy najbliższej rodziny, osób, które kocham i trudno udawać,że wszystko jest dobrze, Ponadto prawie w każdą niedzielę odwiedzamy teściów. Jest to dla mnie coraz trudniejsze, bo spotykam się wciąż z uwagami i niestosownymi pytaniami. Cała sytuacja bardzo mnie męczy. Muszę wiedzieć, jak mam się zachowywać w przyszłości w takich sytuacjach. Jakie zachowanie jest właściwe i moralne? Nie chodzi o ocenę moralną postępowania członków rodziny lecz o ocenę mojego zachowania i to jak ja mam się zachowywać w takich sytuacjach? Jeszcze raz przepraszam za nieudolne przedstawienie całej sytuacji i proszę o wskazówki.