a
19.03.2008 00:08
kilka razy zadawałam tu pytanie, nie otrzymałam zadowalających odpowiedzi, ale spróbuję jeszcze raz...
Grzechem jest postępowanie niezgodne ze swoim sumieniem. Grzechem jest też zaniedbywanie kształtowania swojego sumienia. Pytanie: co ma robić człowiek który nie widzi sensu w przystępowaniu do spowiedzi usznej czy też który nie uznaje za grzech czegoś co zostało za grzech uznane przez Kościół? Powiedzmy, że ów ktoś przeczytał co się dało na temat sakramentu pokuty czy na temat tego „grzechu” (szczerze starał się jak najwięcej dowiedzieć, jak najwięcej zrozumieć, jest katolikiem i chce nim pozostać, chce żyć w zgodzie z kościołem do którego należy) a mimo to nadal nie zgadza się ze stanowiskiem Kościoła w danych kwestiach? Jak ma postępować, zgodnie z sumieniem CZY zgodnie z nauczaniem Kościoła???? (dodam, że stosowanie się do nakazow/zakazów tylko dlatego że są nakazem/zakazem, bez dostrzegania racji stojących za owym nakazem/zakazem jest delikatnie mówiąc trudne, zwłaszcza dla kogoś kto np. każdą spowiedź przypłaca odwodnieniem organizmu).
Ojciec Salij pisze: „jeśli zrozumiem, że grzech wyznaje się całym sobą, że tylko takie wyznanie jest prawdziwe, to spontanicznie będę chciał moje wyznanie grzechów jakoś uzewnętrznić i wprowadzić w wymiar społeczny”. Protestanci nie wyznają grzechów księdzu, ale Bogu i ludziom przeciwko którym zgrzeszyli. Czy to nie jest wyznanie grzechów wprowadzone w wymiar społeczny? Co księdzu do moich grzechów? Nie zna mnie przecież (czasami w konfesjonale spotykam się z ogromnym niezrozumieniem, wygląda na to, że nie umiem ubrać w słowa tego co chcę powiedzieć).
Często zarzuca się katolikom, że wybiórczo traktują naukę Kościoła, przyjmują to co chca, odrzucają to co im sie nie podoba. Nie potrafię zaakceptować na siłę tego czego nie akceptuję. Czytam, szukam prawdy, ale nie zostaję przekonana. Co zrobić? Widzę trzy możliwości:
1)być „złą katoliczką” która przystępuje do komunii bez spowiedzi albo która spowiada się tylko z tego w czym grzech dostrzega(a nie z tego wszystkiego co Kościół nazywa grzechem),
2) chodzić do spowiedzi te dwa razy w roku (częstsze spowiedzi z pewnościa przypłaciłabym wrzodami żołądka albo alkoholizmem…)i nie chodzić do komunii wtedy gdy popełnię „grzech ciężki”(czyli przez większą część roku), spowiadać się też z tego czego za grzech nie uważam i przez całe życie usilnie starać się siebie okłamać (skoro nie udało się przekonać, trzeba okłamać, wmówić sobie że kościół na pewno ma rację. Takie samookłamywanie nazywane bywa zaufaniem autorytetowi kościoła. Ale co z zaufaniem własnemu rozumowi? Co z wiernością swojemu sumieniu? ),
3) Odejść od Kościoła i nie być już „złą katoliczką”.
Co powinnam zrobić?
Odpowiedź:
Może najpierw o grzechu i kształtowaniu sumienia... Katechizm Kościoła katolickiego zajmuję się tą sprawą dość szeroko w punktach 1776-1802. Trudno tam jednak wyczytać o sytuacji, którą Pani opisuje. Bo chodzi o to, ze Pani znając prawo Boże i nauczanie Kościoła nie zgadza się z nim... Może warto tylko przytoczyć pewne wskazówki, które katechizm daje odnośnie do kształtowania sumienia (1789).
Oto niektóre zasady, które stosują się do wszystkich przypadków:
- nigdy nie jest dopuszczalne czynienie zła, by wynikło z niego dobro;
- "złota zasada": "Wszystko... co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie!" (Mt 7, 12) 55 ;
- miłość zawsze przejawia się w szacunku dla bliźniego i jego sumienia: "W ten sposób grzesząc przeciwko braciom i rażąc ich... sumienia, grzeszycie przeciwko samemu Chrystusowi" (1 Kor 8,12). "Dobrą jest rzeczą... nie czynić niczego, co twego brata razi, gorszy albo osłabia" (Rz 14, 21).
Do rzeczy. Weźmy taki przykład: wszyscy znamy przykazanie :nie zabijaj" i zasadniczo się z nim zgadzamy. Byłoby rzeczą dziwną, gdyby ktoś twierdził, ze w zgodzie ze swoim sumieniem może zabijać. Bo - np. - przymnaża tym samym niebu nowych obywateli. Takie myślenie uznalibyśmy za wykręt. Choćby ów człowiek powoływał się na swoje sumienie.
Druga sytuacja, podobna. Ktoś zna Boże prawo, nie chce zabijać, ale staje w takiej sytuacji, że - jak mu się wydaje - nie ma innego wyjścia. Złodziej włamał się do jego domu, człowiek jest wystraszony, boi się o własne życie (nie zna planów włamywacza) uderza go jakimś ciężkim przedmiotem w głowę i zabija. Potem okazuje się, ze włamywacz nie był uzbrojony, że nigdy na ludzi nie napadał (tylko okradał) itd. Pomijając nawet kwestię jego emocji: czy możemy powiedzieć że jest mordercą? Temu człowiekowi w zawiłej sytuacji wydawało się, że musi bronić własnego życia; zna przykazanie nie zabijaj i zgadza sie z nim, ale wydawało mu się, ze jego sytuacja jest wyjątkowa, że ma do niego zastosowanie zasada o obronie własnej. Pomylił się. Czy można traktować go tak samo jak owego człowieka, który przypisał sobie prawo do decydowania o czyimś życiu i śmierci?
Jeśli zna Pani Boże prawo, sytuacja nie jest zagmatwana, to zdaniem odpowiadającego powinna Pani postąpić zgodnie z tym co zna Pani jako wolę Bożą. . To nie jest tylko słuchanie zakazu dla zakazu. To wierność Bogu i Kościołowi, który naukę Chrystusa tłumaczy. Pół biedy, gdy rozważa się sytuację teoretyczną albo gdy tłumaczy się wtedy bliźniego. Swojego własnego postępowania na pewno nie powinno się wtedy tłumaczyć...
Co do spowiedzi... Pomijając nawet całe tłumaczenie teologiczne istnieją co najmniej dwa powody, dla których taka spowiedź jest dobra.
A. Sprzyja ona szczeremu żalowi za grzechy, bo kosztuje; bez niej łatwo grzeszyć i żałować zmieniając zdanie co godzinę.
B. Pomaga właściwie ocenić samego siebie, bo poddaje czyny pod osąd drugiemu człowiekowi. Jednych sumienie ksiądz będzie musiał budzić, innych uspokajać i pocieszać. Dobrze, jeśli pomaga w tym ktoś patrzący na sprawy z boku.
Jak się spowiadać? Odpowiadający nie wie dlaczego tak Pani spowiedzi przeżywa. W gruncie rzeczy spowiedź nie jest trudna. Wystarczy się szczerze oskarżyć. Bez kręcenia (to spowiedników najbardziej irytuje, nie ludzkie grzechy). Taki grzech ciężki tyle razy, taki tyle razy, taki tyle razy. Bez wchodzenia w zbędne szczegóły. Czy to naprawdę takie trudne?
Co robić? Na pewno nie odchodzić z Kościoła. To akurat wyjście szatańskie, posłuchanie pokuty bycia fair wobec Boga... Wydaje się, ze tłumaczenie, rozm,owy też niewiele dają. Chyba najlepiej będzie, jeśli porozmawia Pani o tym z samym Bogiem. Niech mu Pani przedstawi swoje wątpliwości i pyta go, dlaczego tak a nie inaczej. Na pewno z czasem Pani odpowie...
J.