Nana 16.11.2005 16:08

Mam takie pytanie. Około rok temu zaczął się w moim życiu taki okres...jakby wzrastania duchowego. Tak to można nazwać. Poznawałam wiele prawd którymi powinnam się kierować...Zaczęłam nawet upominać osoby z mojego otoczenia że postępują źle, próbowałam być ich przewodnikiem...W myśl "grzeszących upominać". Z czasem jednak to wszystko przybrało niebezpieczną formę. Osoby przeze mnie upominane zaczynały odczuwać jakby moją wyższość- a tego bardzo nie chciałam. Z czasem jednak, nawet nieświadomie zaczęłam odczuwać to i ja. Zaczęłam oceniać każdy krok osoby z mojego otoczenia, rozważać czy zrobiła dobrze czy źle , osądzać...Az nie mogę sobie z tym poraczić...Najbardziej zwracałam uwagę na ich zachowanie, mowę a zwłaszcza podczas modlitwy. Dochodziło do tego, że zamiast sama się modlić, po kolei wyliczałam niedoskonałości tej drugiej osoby, obok mnie. To się stało paranoją, niekiedy nawet spojrzenie czy oddech innej osoby uważałam za błędny... Wiem że robie źle. Wiem, właściwie od samego początku wiedziałam że muszę się poprawić.. I z całego serca do tego dążyłam. Ale to nie jest takie łatwe... Czasem pomimo najlepszych chęci do głowy przychodzi mi taka malutka, zdradziecka, oceniająca myśl. Czasami, nawet gdy tak o kimś tak nie sądze, to i tak przez głowe mi to przelatuje. Coś strasznego. Nie mogę tego pohamować....Z czasem takie moje przelatujące myśli (z którymi się z resztą sama nie zgadzałam) zaczęły dotyczyć również Boga, świętych czy Maryji... Naprawdę chcę z tym skończyć. Ale przez stosunkowo długi okres czasu oceniałam zachowanie innych aby ich "bratersko upomnieć"...Czy tak mi już zostanie? Wiem że nie, ale.. JA CHCĘ Z TYM SKOŃCZYĆ. Nie chcę ustawicznie obrażać tym Boga! Proszę o pomoc.

Odpowiedź:

Z tego co piszesz wynika jedna bardzo pozytywna sprawa: nie chcesz tego ciągłego oceniania innych. To dobrze.

Trzeba chyba najpierw powiedzieć, że z upominaniem swoich bliźnich nie powinniśmy przesadzać. Upominanie musi wynikać z miłości. Musi naprawdę komuś pomóc, a nie tylko go zdołować czy zezłościć. Dlatego czasami wręcz nie powinniśmy - zwłaszcza w mniej poważnych sprawach - upominać. Np. naszych wrogów. To przynosi więcej zła niż pożytku... Dlatego - przynajmniej na razie - postaraj się upominanie ograniczyć do sytuacji, gdy będzie to naprawdę niezbędne; gdy bez Twojego upomnienia komuś może stać się wielka krzywda...

Z tego co piszesz wynika, że wpadłaś w jakieś myślowe natręctwo dotyczące upominania. To większy, ale nie beznadziejny problem. Chyba powinnaś uświadomić sobie, że myśli które przelatują nam przez głowę, a których treści nie akceptujemy, nie są żadnym grzechem. Możesz więc podchodzić do nich ze spokojem. Kiedy pojawia się w Twojej głowie myśl, ze ktoś coś robi źle, to zamiast ją od siebie odpędzać spróbuj powiedzieś sobie: "nie zgadzam się z tą myślą, to nie jest słuszna myśl". I nie dręcz się tym, że takie myśli Ci do głowy przychodzą... W gruncie rzeczy bowiem dopóki takie myśli nie zaczynają kierować Twoim postępowaniem, są moralnie obojętne. Trzeba więc patrzyć na nie raczej jako na pokusę, niż na grzech...

J.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg