Gość 29.10.2023 23:07

Prosiłbym odpowiadającego o poradę w pewnej kwestii. Przechodzę przez swoisty kryzys związany z wiarą, i nie jestem pewien, co robić. Jestem skrupulantem, lubię być wszystkiego pewien, co nie zawsze jest tak po prostu możliwe. Mam wątpliwości związane z wiarą, co prowadzi do obaw. Obaw o postać piekła, Nieba, o los niewierzących, o to, że coraz częściej religia wiąże się z zacofaniem. To skrupulanctwo zaprowadziło mnie wręcz do fanatyzmu religijnego, ale nie w pobożności, tylko w strachu. Innym czynnikiem(może odpowiadający mógłby się też do tego odnieść) wywołującym wątpliwości jest fakt, że dlaczego Bogu tak zależy, żebyśmy uwierzyli nie mając rzeczowych dowodów? Mam nadzieję, że nie zbluźnię, ale czemu Bóg nie może się nam po prostu pokazać skoro tak ważne jest, aby uznać go za Pana? Te wszystkie czynniki blokują mi wiarę. No bo jak pójdę w stronę mocnej pobożności, to jest stres o niewierzących, o grzeszników, o istnienie Boga, bo się nad tym zastanawiam. Za to z drugiej strony mogę stać się trochę bardziej na to obojętny, ale to może być wtedy odkładanie Boga na dalszy plan, przez co boję się, że zgrzeszę, a w najgorszym przypadku stanę się niewierzącym praktykującym. Nie wiem zbytnio co robić, bo jak na razie to tak balansuję- najpierw w jedną stronę, potem drugą, potem się tą drugą stroną stresuję i staram się wracać na pierwszą. Ale pierwszą też się stresuję więc finalnie blokuje mi to i spokojne życie i wiarę.

Oprócz tego chciałbym zapytać o kwestie innowierców. Wiadomo jak Sobór Watykański II się wypowiadał na temat m.in. ludzi innych wyznań. Jednak chciałbym się spróbować dowiedzieć tak bardziej szczegółowo(wiem, że to może nie być możliwe, ale zapytać nie zaszkodzi). Czy jeśli protestant, nauczany w swoim Kościele, że można się żenić po rozwodzie, dopuści się takiego aktu, to czy umniejsza mu to grzech? A może całkowicie niweluje? No bo w Kościele Katolickim, to by nie mógł przyjmować Komunii, ale w swoim Kościele, i to w dodatku chrześcijańskim, nie jest to koniecznie taktowane jako grzech. Więc może odpowiadający wie, chociaż mniej więcej, jak to może być.
W obu pytaniach proszę o odpowiedź i pozdrawiam.

Odpowiedź:

Łatwiejsza jest odpowiedź na drugie z tych pytań. Kościół uczy, że grzechem jest to zło, które zależy od człowieka. Czyli nie jest grzechem trzęsienie ziemi, zabójstwo już jest. Nie jest choroba, jest okaleczenie kogoś. Nie jest powódź, jest okradzenie kogoś. To "zależy od człowieka" znaczy też jednak, że chodzi o działanie (albo zaniedbanie) intencjonalne. Czyli człowiek chce tego zła, wybiera je, przynajmniej w jakimś stopniu, świadomie i dobrowolnie.

Z protestantem, którego wspólnota religijna uczy, że można po rozwodzie wejść w kolejny związek jest tak, że wchodząc w taki powtórny związek może nie być do końca świadomy, że postępuje niewłaściwie. Jak bardzo - jeden Pan Bóg wie. Zmniejsza to jednak odpowiedzialność człowieka za zło, którego się dopuszcza.

Tak na marginesie... Mówi się sporo o grzechu powtórnego wejścia w związek małżeńskopodobny. Warto pamiętać jednak, że wiele złą mógł człowiek wyrządzić także wtedy, gdy rozluźniały się jego więzi z poprzednim małżonkiem. Bardzo często stoją za tym przecież nie tylko małżeńskie zdrady - same w sobie złe - ale cała gama różnych działań, zachowań krzywdzących współmałżonka,często też dzieci.  Nie wolno o tym zapominać...

Co do pierwszej kwestii... Może się mylę, ale czytając to pytanie pomyślałem, że istotą Twojego problemu jest, że chcesz być pewny. Istnienia Boga - piszesz, żeby się wyraźniej objawił - czy zbawienia tych, którzy są na bakier z Kościołem. Tymczasem wiarę można racjonalnie uzasadnić, ale nie da się wszystkiego tak w niej udowodnić, żeby nie byłoby najmniejszego marginesu na wątpliwości. W ogóle zresztą poza naukami formalnymi - matematyka, logika - niczego nie da się udowodnić w sposób tak pewny, żeby nie pozostał jakiś cień wątpliwości. Nawet  istnienia otaczającego nas świata. Bo nie można wykluczyć, że - jak w filmie Matrix - żyjemy w jakichś inkubatorach z podłączonymi elektrodami do mózgu i wszystko co nas otacza, nie jest realne. Realne jest tylko to - jak zauważył Kartezjusz - ze skoro myślę, to istnieję. Ale czym mam ręce nogi, czy inni ludzie wokół mnie są prawdziwi, z cała pewnością powiedzieć nie mogę.

Nie szukaj absolutnej pewności, podobnie jak nie szukasz jej w wielu innych sprawach. Wychodzisz z domu, choć przecież wiesz, że może potrącić Cię samochód. Pewnie też wsiadasz nieraz do samochodu, choć może zdarzyć się wypadek i gdybyś wiedział, że ma się zdarzyć, to byś do niego nie wsiadł. W życiu zgadzamy się na różne ryzyka, na niepewność. Zgadzamy się, bo kalkulujemy jak bardzo czarne scenariusze są prawdopodobne, a gdy są dla nas niewielkie, nie przejmujemy się nimi. Podobną zasadę mógłbyś zastosować do spraw wiary...

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg