Gośćzw 01.09.2021 21:05
Mam 27 lat, a mój chłopak 29. Jesteśmy razem od lutego. On od początku wiedział, że chciałabym poczekać ze współżyciem do ślubu i mimo to zdecydował się wejść w ten związek. Wstrzemięźliwość z mojej strony jest umotywowana oczywiście aspektami religijnymi. Niestety, nie udaje nam się do końca w tym wytrwać, bo dopuszczamy się pettingu i seksu oralnego. Klasycznego współżycia nie było, ale i tak moją porażką jest seks oralny.
Rodzą się we mnie wątpliwości. Z jednej strony wiem, że to złe, a z drugiej po prostu ponoszą nas emocje. Oboje jesteśmy dorosłymi ludźmi i pociąg fizyczny jest w nas żywy. Ciężko mi żałować szczerze za ten grzech. Wiem, że powinnam, ale to zbliżające nas do siebie i oczywiście przyjemne. Jak wzbudzić w sobie żal, kiedy grzech jest tak przyjemny?
Jakiś czas temu zaczęły się we mnie poważne wątpliwości. Czy gdybyśmy się tego nie dopuszczali to czy nadal bylibyśmy razem? Może mój chłopak wtedy nie dałby sobie rady z pełną wstrzemięźliwością i by mnie zostawił? Zastanawiam się po prostu, czy temu grzechowi w pewien sposób nie ''zawdzięczam'' tego, że jesteśmy razem. W dzisiejszych czasach naprawdę nie jest łatwo znaleźć kogoś wartościowego, kto będzie przestrzegał wstrzemięźliwości. Przychodzą mi do głowy myśli typu ''a może powinniśmy się rozstać, bo gdyby nie ten grzech to może nie bylibyśmy dziś parą i to byłoby zadośćuczynienie?'' Ale z drugiej kochamy się i wierzę, że będziemy małżeństwem, a do zaręczyn dojdzie niedługo. Czy powinnam tak gdybać? Nie mam też pewności, że gdyby była pełna wstrzemięźliwość to mój chłopak nie dałby rady. A może byłoby odwrotnie i zbudowalibyśmy silną więź i okazałoby się, że sprawy cielesne nie są dla niego priorytetowe? Ciężko wyrokować, ale znając dzisiejszy świat, męskie potrzeby i mój pesymizm to boję się, że rzeczywiście byłoby tak, że by mnie zostawił. Oczywiście nie jest tak, że godzę się na seks oralny dlatego, żeby go przy sobie zatrzymać. Robimy to pod wpływem emocji. Próbuję z tym walczyć i ostatnio odnotowaliśmy mały postęp.
Czy jednak powinniśmy rozważyć rozstanie, dlatego, żeby przywrócić stan, który potencjalnie byłby gdyby nie było grzechu?
No ale z drugiej strony, kobieta, która zaszła w ciążę współżyjąc przed ślubem też ''korzysta'' z konsekwencji grzechu, jeśli cieszy się z dziecka. Jeśli chciałaby ''przywrócić stan sprzed grzechu'' to powinna oddać dziecko do adopcji. Przecież to byłoby absurdalne i moje myślenie jest błędne, prawda?
Powinnam rozważać rozstanie? Jak wzbudzić w sobie szczery żal za grzechy, z których sądzę, że wniknęło dla mnie coś korzystnego?
W kwestii szczerości żalu za grzechy rozstrzygać powinien spowiednik... Mój komentarz...
Po pierwsze, wasz związek nie jest czymś przelotnym, przypadkowym; mowa jest o zaręczynach, więc w nieco dalszej perspektywie też o ślubie. I nie są to czcze deklaracje nastolatków, bo już swoje lata macie. U samych podstaw jest więc dobra wola. Chcecie czegoś dobrego - małżeństwa. Tyle że nie potraficie czekać...
Po drugie, piszesz, że na drodze do czystości osiągacie jakieś drobne postępy. To dobrze. To potwierdza waszą dobrą wolę. Uwiera was to, że nie potraficie czekać. Nie ma tu ostentacyjnego lekceważenia Bożego prawa...
Po trzecie, sprawa okazji do grzechu.... Jesteście parą, zmierzacie ku małżeństwu. Trudno, żebyście teraz się od siebie odsuwali, oziębiali wasze relacje. Nie piszę o akceptowaniu relacji seksualnych między wami, o lekceważeniu tego grzechu, ale szerzej, waszym byciu razem. Spotkania są okazją do grzechu? Owszem, ale jeśli chcecie być razem, to w moim odczuciu usprawiedliwia to, że to ryzyko podejmujecie. Nawet jeśli zdarzają się wam z tego powodu upadki. Wasza praca nad sobą powinna być ukierunkowana na powstrzymywanie się przed tym, co was podczas tych spotkań pcha w ramiona drugiego, ale nie na unikaniu samych spotkań...
Ta bym to widział. I dlatego myślę też, że dopóki jest w Tobie ten żal, że to jednak nie tak, jak Bóg nakazał ,dopóki jest w Tobie świadomość słabości, a nie lekceważenie sprawy możesz przystępować owocnie do sakramentu pokuty.
Zaznaczam raz jeszcze: to tylko opinia. Wiążący osąd żalu w takich nieostrych sytuacjach należy do spowiednika.
J.