Monika 06.09.2020 03:11
Jedenaście i osiem lat temu popełniłam bardzo poważne błędy w życiu. Ochrzciłam swoje dzieci w kościele katolickim.
Stało się to przede wszystkim pod wpływem moich rodziców, z domieszką mojej osobistej głupoty (wówczas uważałam, że jest to w zasadzie tylko tradycja).
Parę miesięcy temu na szczęście formalnie wystąpiłam z tej de facto sekty. Powiedziano mi jednak w kancelarii, iż moje dzieci nie mogą wystąpić, gdyż nie skończyły 18 roku życia i nie mają zdolności do czynności prawnych.
Nie muszę chyba wspominać, że przy chrzcie nikogo ich brak pełnoletniości czy zdolności do czynności prawnych nie interesował.
Chcę więc wiedzieć dlaczego instytucja, którą w jakimś sensie tenże portal reprezentuje (cóż za wstyd) nie dopuszcza możliwości wypisania przeze mnie moich kochanych pociech ze swoich szeregów, skoro ponoć mówi w swym magisterium, że rodzice mają prawo do wychowania dzieci wedle swoich przekonań religijnych?
Co więcej same moje dzieci chcą opuścić tę nieszczęsną instytucję. Łączy je z nią właściwie jedynie chrzest (w przypadku starszej córki jeszcze pierwsza komunia i spowiedź, do której „dzięki” swojej babci przystąpiła).
Dopowiem, że mój mąż i ojciec moich dzieci zginął w wypadku na drodze sześć lat temu, więc nie trzeba się go pytać o zdanie w kwestii wychowywania. Chociaż to i tak nie ma większego znaczenia, bo znając go mogę stwierdzić, że nie miałby nic przeciwko - sam był osobą trzeźwo patrzącą na Wasz kościół, więc również darzył go głęboką niechęcią.
Nie wstydzę się, że jestem członkiem Kościoła. A Pani, Moda Damo, nie wstyd, że w ten sposób zwraca się Pani do nieznajomego starszego człowieka? Pół biedy co pomyślę ja: ale co pomyślą o Monice ludzie, którzy to przeczytają?
Co mam powiedzieć.... Przepisy dotyczące wystąpienia z Kościoła są jakie są. Chodzi o to, by człowiek, który został ochrzczony decydował, kiedy będzie dorosły. Inaczej często zdarzałoby się, że człowiek raz się z Kościoła wypisuje, za chwilę znów zapisuje, znów wypisuje i tak parę razy. Taka jest młodość. Ale przecież to, że trzeba parę lat poczekać, to nie tragedia. To, że jest się zapisanym w jakieś parafialnej księdze dla kogoś, kto jest niewierzący nie ma przecież żadnego znaczenia. Podatku za to płacić nie trzeba, nie nakłada to żadnych obowiązków - kompletnie nic. Uszy też od tego nie swędzą. I dzieci może Pani wychowywać tak jak Pani chce. Nikt do niczego Pani nie zmusza. Nie ma więc powodów, żeby robić z tego tragedię.
J.