1998b 11.07.2020 15:25
Szczęść Boże,
Ostatnio czytałem artykuł w którym był poruszony temat grzechów ciężkich. Podobno choroby czy uzależnienia mogą niwelować wagę grzechu. Nie szukam usprawiedliwienia, jestem ortodoksyjny, grzech ciężki to dla mnie grzech ciężki, ale mam zdiagnozowaną dystymię(forma depresji), erytrofobię i dysmorfofobię(choroby współistniejące), leczę się, ale czasem nie ukrywam mam dosyć życia. Właściwie miałem, bo i terapia, i wiara i czytanie Pisma Świętego niesamowicie pomagają, ale jestem ciekawy, czy depresja i inne współistniejące choroby mogą obniżać wagę grzechu ciężkiego(poczucie bezsensu życia, różne myśli na temat sensu życia)?. Staram się walczyć z tymi myślami, ale czasem to bardziej wmawianie sobie, bo czuję coś zupełnie odwrotnego. Czy takie myśli zawsze są grzechem ciężkim?.
Uczucia nigdy nie są grzechem. Nie jest też grzechem rozmyślanie, jakie to życie jest bezsensowne. Człowiek któremu smutno, który nie widzi sensu nie popełnia w ten sposób żadnego grzechu. Tak po prostu - słusznie czy nie - sprawy postrzega. Jeśli na dodatek ma depresję, tym bardziej. Ale trudno mówić o mniejszej winie, skoro wcale nie jest to wina.
Grzechem mogłoby być co, co przez takie rozmyślania człowiek robi. Ot, mogłoby być grzechem porzucenie szkoły, nieudzielenie pomocy bliźniemu, picie alkoholu. Wtedy świadomość czy dobrowlność czynu byłyby istotne. I wtedy choroba mogłaby być okolicznością wpływającą na zmniejszenie winy...
J.