Gość 09.04.2017 22:51
Szczęść Boże
Przygotowuję się do rocznej zagranicznej podróży obejmującej różne kraje. Prawdopodobnie często będę przebywać w miejscach nie za bardzo cywilizowanych. Do tego w moją podróż wybieram się z innymi osobami. Zastanawiam się co w wypadku gdy przed Świętami będę chciała się wyspowiadać a istnieć będzie bariera językowa. Czy można wtedy podczas spowiedzi np. posługiwać się słownikiem lub zrobić to bardziej "ogólnie", nazywając tylko swoje grzechy (pojedyncze słowa np: "złość" "lenistwo" "kłótnie") i np wypisując to przedtem na kartce, którą wręczę potem spowiednikowi? zy taka spowiedź będzie ważna?
Moim drugim pytaniem jest obowiązek uczestnictwa w niedzielnej Mszy. Wiem, że podcs tego roku napewno nieraz się zdarzy tak, że nie będę mogła być w niedziele w kościele. Wiem też, że nie popełnia grzechu ten, który opuszcza Mszę z ważnych powodów lub niema możliwości uczestnictwa.
Ale jak te "ważne powody" rozgraniczyć? Przecież teoretycznie zawsze jakoś by się dało-można np. zapłacić za taksówkę, która dowiezie do kościoła 50 albo i 100 km, albo tak ułożyć program wyprawy by w każdą niedzielę być w dużym mieście lub ostatecznie nie jechać na wyprawę, gdyż jest ona tylko i wyłącznie dla rozrywki, nie z powodu pracy czy obowiązku. A z przyjemności można przecież zrezygnować...
W sumie to kiedy jedzie się na taką wyprawę, to może trzeba będzie jednak ze swojej chęci spowiadania się zrezygnować. Oczywiście można barierę językową w spowiedzi pokonać właśnie przy pomocy słownika... Jeśli nie ma intencji tajenia grzechów, a ksiądz coś tam rozumie, to spowiedź będzie ważna. Z kartki może lepiej tylko czytać, a nie podawać jej księdzu. Ale... Ten ksiądz musi jeszcze coś z tego zrozumieć. Jeśli udzieli rozgrzeszenia, to OK, ale jeśli nie? To on oceni, czy może dać czy nie na podstawie tego, czy coś zrozumiał czy nie...
Co do Mszy... Lepiej chyba zorganizować wyprawę tak, żeby dało się uczestniczyć jak najczęściej w niedzielnej Mszy. W wielu regionach świata będzie to jednak nierealne. Jako człowiek świecki stoję na stanowisku, że nie jest grzechem nie brać ze sobą na wyprawę księdza. To znaczy, że ten, kto w niedziele nie może uczestniczyć w Mszy, bo trasa, która pokonuje mu to uniemożliwia, nie popełnia grzechu na Mszę nie idąc. Trzeba po prostu ocenić, z jak wielką uciążliwością wiązałoby się szukanie katolickiej Mszy. Jeśli to kwestia opóźnienia wyjazdu o dwie godziny - to chyba nie jest wielki problem. Ale gdyby miało wiązać się z koniecznością właściwie zrezygnowania z podróży w takim kształcie, jaka człowiekowi sobie marzy, to trudno tu mówić o grzechu.
Podam może przykład. Ktoś pojechał na wczasy do Grecji. Miałby okazję uczestniczyć w katolickiej Mszy, ale na ten sam dzień zaplanowano fakultatywną wycieczkę. Uważam, że dla pójścia na Mszę można by z niej zrezygnować.
Inny przykład: ktoś pojechał na wycieczkę objazdową do Grecji. Na dziesięć dni. Trasa jest tak zaplanowana, że w niedzielę będą w miejscowości, w której nie ma kościoła. Uważam, ze takim wypadku nie ma obowiązku rezygnowania z wyjazdu na taką wycieczkę.
Tak to widzę, ale oczywiście zawsze można jeszcze spytać spowiednika.
J.