Gość 18.02.2017 00:00
Witam serdecznie.
Mam pytanie odnośnie rozwodu. Moi rodzice rozeszli się wiele lat temu, gdy byłam jeszcze dzieckiem. Bardzo po krótce opisując sytuację i nie wchodząc w szczegóły, ojciec miał problem alkoholowy, którego nie chciał rozwiązać, a do bezpośredniego rozpadu małżeństwa przyczyniło się jego odejście do innej kobiety. Niby sytuacja wydaje się zamknięta, aczkolwiek... Czasami powracają mi myśli do jednego specyficznego momentu z tamtego okresu: gdy ojciec odszedł (bądź został zostawiony, nie wiem) przez tą kobietę, chyba po pewnym czasie poczuł się sam i przypomniał sobie, że ma rodzinę, zapukał do naszych drzwi. Obiecywał poprawę, że się zmieni, coś zrobi ze sobą, swoim życiem itd. Aczkolwiek moja mama, oraz ja, po tylu latach, przestałyśmy wierzyć w te obietnice zmiany i efektem tego, moja mama nie zgodziła się na powrót ojca do domu, ani ja nie potrafiłam go już zaakceptować i zostałyśmy same.
Chciałam spytać, czy z punktu widzenia małżeństwa jako sakramentu, czy moja mama (albo ja, jako córka obojga rodziców) miałyśmy obowiązek albo powinność by WTEDY, w tamtym momencie, przyjąć ojca i dać mu kolejną szansę?
Wydaje mi się, że jak na tamten moment zarówno ostateczna decyzja mamy, jak i moje spojrzenie na tę sytuację (wtedy jako dziecka) było po tylu latach już jednoznaczne: on się już nie zmieni i pomimo wsparcia nie chciał wyjść z nałogu, był agresywny itd. i jak osobiście, nie widziałam w tym ani sensu, ani miłości z jego strony by w ogóle rozpatrywać szansę by na nowo był na tyle bliskim członkiem rodziny, by z nami z powrotem mieszkał i wrócił.
Chciałam spytać czy na dany moment, było to wystarczająco uzasadnione i słuszne, by nie przyjąć ojca z powrotem pod dach? Moja mama do końca nie związała się z żadnym, mężczyzną i żyje jako osoba samotna.
Dziękuję.
Twoim grzechem nie było to na pewno. Nie ma w ogóle o czym mówić. A mamy...
Nie jest grzechem to, że ktoś nie wierzy w składane mu obietnice. Zwłaszcza gdy robi to ktoś, kto wiele razy podobnych obietnic nie dotrzymał. Jeśli Twój ojciec naprawdę szukał pojednania, to miał wyjście: wytrzeźwieć (w sensie rzucić picie) i pukać więcej razy. Myślę, że gdyby Twoja mama widziała, ze naprawdę rzucił picie i że mu zależy nie piłby rok, dwa - pewnie by dała mu szansę. Trudno jednak by po wszystkim co przeszłyście udzielała mu kolejnego kredytu zaufania na "słowo harcerza". To trochę za mało...
J.