Pau 18.09.2014 04:10

"Na marginesie: argument "wielu rodzin nie stać na kolejne dziecko" (użyty w pierwszym pytaniu) budzi w odpowiadającym złość. Oczywiście małżonkowie mają prawo nie chcieć kolejnych dzieci, bo obawiają się o przyszłość, bo chcą trochę wygodniejszego życia, bo nie myślą kto się nimi zaopiekuje na starość, ale twierdzenie, że ludzie dziś są ubożsi niż dawniej to kiepski argument. Wystarczy spojrzeć ilu ma dziś samochody, na które naszych rodziców czy dziadków nie było stać. Wystarczy zobaczyć w ilu mieszkaniach są dziś łazienki, a nie ubikacje na podwórku. Ludzie chcą wygodnego życia. OK. Niech będzie. Tylko nie mówmy, że ich nie stać, bo to gruba przesada."


Pozwoliłam sobie przytoczyć część odpowiedzi Pana J. na jedno z pytań. Fragment " bo nie myślą, kto się nimi zaopiekuje na starość" mnie lekko mówiąc, odrzucił. A to dzieci ma się po to, żeby miał kto zaopiekować się mną na starość?? Po to Pan J. ma dzieci? Tak przedmiotowo traktuje sprawę?? Strasznie nie lubię tego argumentu zachęcającego do posiadania potomstwa, a jakże lubianego wśród katolików. Zrób sobie dziecko - to dobry interes, opyli Ci się, potem będzie miał kto podać Ci szklankę wody i zmienić pampersa. Tak właśnie to brzmi. Myślałam, że miłość do dzieci jest bezinteresowna a nie z góry wymagająca czegoś w zamian.....Żadne dziecko na świat samo się nie pcha....Więc jak można wymagać...? To, co odpowiadający opisał, to raczej przy okazji. Jeżeli dziecko jest kochane i zostało wychowane w atmosferze miłości, nasiąknie nią, to będzie miało po prostu potrzebę zatroszczenia się o rodzica na starość, nie będzie to dla niego "obowiązkiem", który trzeba wypełnić bo takie są zasady. Ale żeby tak stawiać sprawę, że dziecko opłaca się mieć bo potem się zaopiekuje....Straszne. To nie towar, który się opłaca lub nie, w trosce o własną przyszłość. Pozdrawiam. P.S. A katolicy sami tak krzyczą, żeby nie traktować ludzi przedmiotowo...To się zwie hipokryzja, Panie J.

Odpowiedź:

Odrzucił Panią argument? To super. Bo to znaczy, że był dla Pani jakimś wstrząsem. A takie wstrząsy są okazją do przemyślenia pewnych spraw na nowo.

Bardzo często ludzie nie potrafią rozwiązać pewnych problemów, bo przyjmują jakieś ukryte założenie. Błędne założenie. Problem wtedy wydaje się nierozwiązywalny. Ale wystarczy to założenie sobie uświadomić i je odrzucić, a już wszystko staje się znacznie prostsze.

Podam przykład. Wielu ludzi (zwłaszcza mężczyzn) powtarza pogląd, że ładne kobiety są głupie a mądre są brzydkie. Choć do pewnego stopnia rozumiem powody takiego stawiania sprawy, zupełnie się z tym poglądem nie zgadzam. I co mam zrobić, jeśli np. opowiadałbym o koleżance z pracy, a koledzy zapytaliby mnie  mnie czy ona jest mądra czy ładna? Mam odpowiedzieć cokolwiek, byle zgodnie z tym stereotypem, czy zacząć od wyjaśniania, że ten stereotyp jest błędny?

W dyskusji o ilości dzieci też często pojawiają się błędne założenie. Otóż dla wielu więcej dzieci oznacza biedę i nędzę, a przynajmniej znaczne obniżenie statusu materialnego. I wszystko kręci się wokół "stać nas na drugie, (trzecie, czwarte dziecko) czy nie". Zupełnie pomija się przy tym wszystkie plusy większej rodziny.  I widzi się choćby to, że nie każde dziecko będzie mogło mieć swój własny pokój albo to, że nie będzie stać na komplety nowych książek do szkoły. A tego, że dziecko mające starsze rodzeństwo lepiej się rozwija albo ze starsze dzieci zajmując się młodszymi uczą się odpowiedzialności już się nie widzi. Widzi się tylko pieniądze, za które tego czego nie nauczy rodzeństwo, będzie można opłacić zajęcia pozalekcyjne...

Nie zauważyła Pani, że w swojej odpowiedzi krytykowałem właśnie owo zapatrzenie w pozycję materialną, a pytanie "kto się nami zaopiekuje na starość" było jednym z kilku przykładowych, których wielu obawiających się kolejnego dziecka w ogóle sobie nie zadaje? Przeczepiła się Pani tego jednego, ale przecież to było stwierdzenie rzucone w dość szerokim kontekście paru innych.

Przede wszystkim jednak zupełnie nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że stawianie sobie tego pytania to przedmiotowe traktowanie człowieka. Dlaczego? Bo to raczej wyraz zatroskania o niego. Wiadomo przecież, ze dzieci zasadniczo kochają swoich rodziców. I że najczęściej się na starość o nich troszczą. Jeśli patrzę na swoją kochającą córkę i myślę sobie, że jeśli nie będzie miała rodzeństwa, to gdy zajdzie potrzeba opiekowania się mną może nie dać rady, to traktuję ja przedmiotowo? A czym się ta troska różni od mojej troski o jej dobre wykształcenie, o znalezienie dobrego męża, o znalezienie dobrej pracy i jeszcze parę innych? Nie wolno mi myśleć, czy da radę opiekować się mną, bo to egoizm? Przecież wiem, że będzie się opiekowała. Ale martwię się, czy z tego powodu nie będzie musiała rzucić pracy, odjąć od ust swoim dzieciom i nie zacznie kłócić się z mężem, który już będzie miał tego po dziurki w nosie. Czy to egoizm? Mnie się wydaje, że to jest rodzicielska miłość....

J.

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg