Igor 12.11.2013 16:34
Czym się kierować rozumem czy sumieniem? Mam taką rozterkę. Sumienie podpowiada mi, że robię coś nie tak, że w jakiś sposób obrażam Pana Boga. Z drugiej jednak strony jak rozbiorę sytuacje na czynniki pierwsze i na spokojnie prześledzę naukę kościoła, przykazania, katechizm to wydaje się, żadnego grzechu nie popełniam. I już sam nie wiem, czy zaufać sumieniu czy kierować się rozumem.
Raz pokierowałem się rozumem i przystąpiłem do Komunii. Niestety teraz dopadły mnie dodatkowe wyrzuty sumienia, że mogłem popełnić świętokradztwo przystępując z grzechem do Komunii, lub w najlepszym z wątpliwościami.
Dodam, że nie jestem skrupulantem. Przynajmniej nigdy nie byłem.
Jakiś czas temu pytałem o ten dylemat na tym portalu. Odpowiadający ocenił, że "raczej grzechu nie ma". Ale sumienie w tej kwestii wciąż nie daje mi spokoju. Wydaje mi się, że może źle to opisałem, za mało dokładnie, a może coś niecelowo zataiłem, przedstawiłem w bardziej pozytywnym świetle. Chociaż starałem się nic nie ukrywać, wszystko wypunktować.
Czy jak uzyskam w tej kwestii ocenę spowiednika, to ostatecznie będą mógł pozbyć się wyrzutów sumienia w tej kwestii?
Sprawa jest raczej złożona, bardzo ciężka do wytłumaczenia w kilku słowach. Będę musiał trochę spowiednikowi poopowiadać, żeby wszystko przedstawić i boję się, że podczas tego opowiadania coś powiem nie tak, albo zostanę źle zrozumiany, albo ksiądz w ogóle mnie nie zrozumie i podejmie decyzję, że to nie jest grzech, nie posiadając pełnej wiedzy. I wtedy na podstawie tej jednej opinii spowiednika będę np postępował grzesznie, myśląc, że to nie jest grzech. Czuję się trochę tak jakbym nie chciał być zbyt łatwo usprawiedliwiony. Jakbym mógł nawet nie do końca świadomie przedstawiając ten swój dylemat trochę "zmanipulować" księdza, żeby uznał, że to nie jest grzech. Chciałbym być zrozumiany w 100%, a to po prostu nie możliwe.
Boję się też, że przegnę w drugą stronę. Chcąc być bardzo dla siebie surowym przedstawię rzeczy w gorszym świetle, dosadniej niż to jest w rzeczywistości. Wówczas spowiednik może uznać to za grzech, a tego też bardzo bym nie chciał.
Naprawdę czuję się trochę tak, jakbym samym sposobem przedstawienia sprawy, odpowiednim słownictwem i sformułowaniami mógł wpłynąć na decyzję spowiednika. Tak się czuję jakbym mógł go trochę poprowadzić, "zmanipulować". Ale to zmanipulowanie to oczywiście złe słowo, bo nie mam żadnych złych intencji. Boję się, że księdza mogę wprowadzić w błąd, on coś orzeknie, ale przecież Pana Boga nie oszukam. Mogę całe życie spędzić w błędzie po jednej spowiedzi i potem za to ponieść karę? Czy może jesli tylko będę chciał to z serca zrobić dobrze, a coś mi nie wyjdzie to mam się tym nie przejmować i mimo wszystko robić tak jak orzekł spowiednik pomimo moich wątpliwości, które zapewne ciągle będę miał?
Jak się czytam to chyba jednak wpadam w skrupuły. Mam objawy?
Proszę o odpowiedzi i jakieś rady co do tej spowiedzi.
1. Pamiętasz jaka jest definicja sumienia? To jest zdolność odróżniania dobra od zła. Siłą rzeczy wielką role odgrywa to rozum. Jeśli rozum mówi Ci, że coś nie było grzechem, to znaczy że to mówi Ci sumienie. Nie nazywaj swoich lęków sumieniem...
2. Spowiednikowi przedstaw sprawę jak potrafisz. Tylko nie bardzo rozumiem Twój lęk o to, czy coś było grzechem czy nie. Ocena spowiednika coś zmieni? Przecież naweet jeśli coś jest grzechem w spowiedzi, żałując, zyskujesz odpuszczenie grzechów...
J.