Albert cz.1/2 08.08.2025 20:10

Nie wiem dla czego dzieje się zło niezależne od człowieka (wolnej woli). Jedyne sensowne dla mnie wytłumaczenie jest takie, że po prostu Boga nie ma. Jest sobie jakieś nienarodzone dziecko w łonie matki, dzieje się z nim coś, że stanie się niepełnosprawne. Nikt o tym nie wie (dzieje się po prostu, nie przez działania matki) i Bóg to widzi. Widzi to i oczywiście absolutnie nic z tym nie robi. To nie jest nieskończenie miłosierny Bóg ani nieskończenie dobry. Takie dziecko oczywiście niestety rodzi się niepełnosprawne i są dwie opcje: 1. żyje w bólu i cierpieniu przez całe życie (normalna długość życia) 2. Umiera po krótkim czasie, albo po kilku latach w bólu i cierpieniu. W obu scenariuszach te dziecko się męczy i nie ma opcji na wyleczenie (albo jest, ale na przykład kosztowało 10 000 000zł i rodziców nie było stać). Życie rodziców albo się kompletnie niszczy, bo jedyne co mogą robić to opiekować się tym dzieckiem, albo i to oraz mają jakieś załamanie psychiczne i może nawet w niektórych przypadkach popełniają samobójstwo. ,,Bóg dopuszcza jakieś zło, bo będzie z niego większe dobro nawet jeśli tego nie widzimy", no ale ja akurat żadnego dobra w 99% cierpienia nie widzę. Jakie jest dobro w tym jak Bóg dopuszcza rozwój śmiertelnego raka u 10 dziecka? Dziecko umiera, rodzice przestają wierzyć w Boga i kiedyś tam też umrą i gdzie tutaj dobro? Nawet jak jakieś jest, to na pewno nie takie, aby było warte śmiercią dziecka i zniszczeniem życia dwóch innych osób. Gdzie jest dobro, kiedy w pożarze statku umiera 50 ludzi? Bóg oczywiście dopuścił ogień, aby się rozprzestrzeniał i spalił ludzi. Może będzie dobro takie, że wejdą jakieś nowe zabezpieczenia, to fakt, ale gdyby odbył się ten sam pożar, ale Bóg cudownie by ocalił tych co zginęli, to efekt byłby taki sam, tylko że bez śmierci. Ale jednak Bóg patrzył się z nieba jak ludzie ginęli w ogniu. Przykładów i sytuacji takiego cierpienia są miliony. Sytuacji, gdzie ludzie modlili się o uzdrowienie czy ocalenie od jakiegoś zła, co się nie wydarzyło też są miliony, a może i miliardy. Widziałem kiedyś na Tik toku jakiegoś człowieka, który miał raka, który pościł 40 dni i jadł chyba tylko chleb i pił wodę (ale do tego co jadł i pił nie jestem pewien) z prośbą o uzdrowienie raka, którego oczywiście nie dostał (uzdrowienia). Czy oszukiwał? Może i tak, ale wątpię. Niby mówił, że Bóg go nie uzdrowił, ale jego wiara jest jeszcze mocniejsza (szczerze mówiąc nie wiem w jaki sposób to wzmocniło jego wiarę), ale gdyby Bóg go uzdrowił, to jego wiara byłaby jeszcze mocniejsza i byłby zdrowy i bardzo mocno wierzący przez całe życie. Na prawdę te sytuacje pokazują, że Boga nie ma. (druga część w następnym pytaniu)

Jednak tak jak pisałem chyba w pierwszym pytaniu (wszystkie moje pytania są pod Nickiem ,,albert") mam ogromny kryzys wiary i jestem o włos od niewierzenia. Ja modle się o jakiś oczywisty znak istnienia, ale go nie dostaje. Moje modlitwy oczywiście nie wyglądają jakoś super, wręcz bym powiedział, że są słabe, trochę tak ,,na odwal", ale ja po prostu nie sądzę, żeby one coś dawały. Nie mam motywacji, aby odmawiać je z serca. Poza tym, przecież Bóg (jeżeli istnieje) słyszy tą prośbę i nie ma znaczenia jak je odmawiam. Tak samo nie ważne czy będę wierzył, że wojna na Ukrainie się skończy za dokładnie 52 dni i 52 minuty, mogę w to wierzyć lub nie, ale stanie się to samo, bo to nie zależy ode mnie. Przecież ja nie mam siebie oszukiwać, więc nie ma to znaczenia, czy sądzę, że Bóg da mi te znaki, czy sądzę, że ich nie da. Stanie się coś nie ważne czy będę myślał, że tak się stanie, czy będę myślał, że tak się nie stanie, bo to nie zależy ode mnie. Wiele razy wręcz specjalnie dawałem momenty, aby Bóg dał mi znak. Na przykład jak bolał mnie trochę ząb. Ja wiedziałem, że ten ból za chwilę minie i on jest znośny, ale prosiłem Boga, aby dał mi teraz znak, jeżeli ból nagle ustanie, to będę wiedział, że to wina Boga. Prosiłem go nie dla tego, bo już nie mogłem znieść tego bólu i chciałem się go pozbyć, prosiłem go, bo uznałem, że to dobra okazja a ból będzie tylko obiektem ,,cudu", bo i tak nie jest on zły. Co prawda wydawało mi się, że po tej prośbie ból się trochę zmniejszył, ale albo tak mi się wydawało, albo stało się tak przez przypadek, bo przecież nawet nie o to prosiłem. Innym przykładem, który mógł być od Boga, to było kiedy byłem chory, nic mnie nie bolało, ale ledwo mogłem mówić. Byłem wtedy sam w domu, więc używałem głosu bardzo mało. Byłem w takim stanie już kilka dni. Modliłem się i poprosiłem Boga, że jeżeli nagle wyzdrowieję, to będę wiedział, że to sprawka Boga. Po chwili zacząłem mówić i miałem normalny głos. Mogłem normalnie mówić, tak jak teraz. Jednak to dlaczego kwestionuję czy to Bóg, jest właśnie dla tego, że mało głosu używałem, więc nie wiem jaki był jego stan z przed prośby. Po tym pomodliłem się znowu z prośbą, aby moja krzywa przegroda nosowa nagle stała się prosta i normalna, chociaż przynajmniej na chwilę. Dmuchnąłem nosem na lusterko, bo tak można sprawdzić, jeżeli ilość zaparowania lusterka będzie taka sama z obu stron, to znaczy, że nos jest drożny. Zrobiłem tak i w sumie to nie pamiętam dokładnie, ale chyba z jednej strony było mniejsze, czyli nos nie był drożny. Te wszystkie sytuacje wydarzyły się w tym roku, czyli nie dawno. Miałem jeszcze dwie inne sytuacje, które wydarzyły się kilka lat temu. W obu sytuacjach byłem chory, jeden raz bardzo, bardzo bolał mnie brzuch, a w drugim bolała mnie dość mocno głowa. W obu przypadkach pomodliłem się o to, aby przestało mnie boleć (nie dla znaku, bo wtedy miałem z jakieś 9-11 lat więc nie miałem kryzysu wiary, ale przez to, aby ten ból ustał, bo był bardzo nie przyjemny) i w obu przypadkach ból ustał dosłownie nagle (i nie wrócił). W tym drugim przypadku pamiętam, że modliłem się i mówiłem coś w stylu ,,No ja wiem, że już raz mnie uzdrowiłeś i pewnie drugi raz już tego nie zrobisz, ale ja cię proszę" Tutaj szczerze mówiąc nie mam mocnego zaprzeczenia, ale jednak wydarzyło się to kilka lat temu i nie jestem teraz w stanie tego dokładnie przeanalizować. Pamiętam, że w którymś przypadków zszedłem na dół do taty i powiedziałem mu, że nagle już mnie nic nie boli. Kompletnie nie pamiętam jego reakcji, dla tego sądzę, że nawet mógł być to sen, ale szczerze mówiąc to bardzo w to wątpię. Skoro kiedyś Bóg mógł mi dać znaki, to czemu teraz, kiedy tego potrzebuję tego nie robi? Właśnie dla tego wątpię, że to był Bóg. Poza tym bardzo nie dawno, jakieś 2 tygodnie temu modliłem się znowu o znak, bo była dobra okazja. Miałem próchnicę w dwóch zębach (w trzech tak na prawdę, ale to nie jest ważne), która była leczona, ale nie do końca (specjalnie, ale to nie jest ważne dla czego) i właśnie miałem niedługo iść leczyć tą trzecią. Modliłem się o to, aby Bóg do czasu tej kolejnej wizyty po prostu usunął mi te dwie próchnice, tak że gdybym poszedł do dentysty i by się tam spojrzała to by powiedziała ,,Co tutaj się stało? To nie możliwe, przecież tutaj była duża próchnica! Nie mogła zniknąć". Ta próchnica mnie nawet nie bolała, ani nie boje się dentysty, więc tutaj znowu nie chciałem aby Bóg mnie uleczył, bo nie chcę nieprzyjemności, tylko chciałem, aby to zrobił, aby dać mi znak. Nie zrobił tego, próchnica była podczas wizyty. Tutaj może aż tak bardzo się nie dziwię, bo od pierwszej prośby o usunięcie tej próchnicy dużo razy zgrzeszyłem nawet jakoś bardzo nie żałując, ale to właśnie z tych wątpliwości co do istnienia Boga. Była też sytuacja, że położyłem mój telefon w miejscu, poprosiłem Boga, aby zmienił pozycję tego telefonu kiedy będę miał zamknięte oczy i uznam to za znak, ale oczywiście się tak nie stało. Nie wiem, czy to zalicza się do wystawiania Boga na próbę, ale nie sądzę, bo nie robię tego dla korzyści materialnych czy jakichkolwiek innych, tylko robię to dla tego, bo chce w niego uwierzyć. Po tej ostatniej opisanej sytuacji widać już poziom absurdu, ale to właśnie pokazuje jak bardzo potrzebuję tego znaku od Boga. Na koniec chciałbym poprosić pana i może nawet i czytających to pytanie o modlitwę, aby Bóg dał mi w końcu ten oczywisty znak istnienia.

Odpowiedź:

Relacja człowieka z Bogiem to tajemnica. Nie potrafię wyjaśnić czemu jedni znaki otrzymują, a Ty nie. Spróbuj zastanowić się, czy gdybyś był na miejscu Boga, to byś takiemu człowiekowi jak Ty takie znaki dał. A jeśli, nie, to dlaczego. Przypuszczam że nie chodzi o grzeszność czy niegrzeszność człowieka, nie chodzi o stosowność czy niestosowność prośby. Raczej o sens tego niewysłuchania Twoich próśb...

A co do zgody Boga na to, żeby z człowiekiem działo się coś złego, żeby był poddany chorobom, cierpieniu... To skutek grzechu. Tego grzechu pierworodnego, który zranił ludzką naturę. Człowiek uznał, że może być jak Bóg, że Bóg nie będzie mu mówił... Bóg cofnął w tedy znad niego swój ochronny parasol. To pokazanie nam kim jesteśmy. Słabi, jak cała natura podlegli różnorakim destrukcyjnym procesom - prawom fizyki, biologii i innym... To pokazuje nam, że jednak Boga potrzebujemy. Ale Bóg chyba nie chce być traktowany jakby był baśniowym dżinem z lampy, który na żądanie spełnia ludzkie prośby. Chce, byśmy naprawdę w każdym wymiarze Mu zaufali. Także wtedy, gdy nie spełnia naszych próśb, gdy pozwala nam cierpieć...

J.

więcej »